Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

SMOLEŃSK/ Świadkowie słyszeli eksplozję

Ustalenia ekspertów zespołu parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza i krytyczne publikacje w sprawie badań dotyczących obecności materiałów wybuchowych na przedmiotach należących do ofiar katastrofy były jednymi z powodów wyjazdu bie

Tomasz Hamrat / Gazeta Polska
Tomasz Hamrat / Gazeta Polska
Ustalenia ekspertów zespołu parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza i krytyczne publikacje w sprawie badań dotyczących obecności materiałów wybuchowych na przedmiotach należących do ofiar katastrofy były jednymi z powodów wyjazdu biegłych do Smoleńska jesienią ubiegłego roku – dowiedziała się „Gazeta Polska”.
 
Niedawno Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie ogłosiła, że wyniki badań próbek pobranych podczas oględzin wraku samolotu i rejonu katastrofy na przełomie września i października 2012 r. w Smoleńsku będą znane pod koniec czerwca. Wcześniej podawano, że będą w maju – zwłoka ma być spowodowana „metodologią badań”.

O tym, że w Smoleńsku doszło do eksplozji tupolewa, mówili naoczni świadkowie. Ich zeznania są jednoznaczne: słyszeli wybuch, który poprzedziła nienaturalna praca silników.

"Stojąc przy swoim samolocie, usłyszeliśmy dźwięk silników Tu-154M podchodzącego do lądowania. Rozpoznałem to po charakterystycznym dźwięku pracy silników tego rodzaju samolotu. Nadmieniam, że go nie widziałem, a jedynie słyszałem. Był dźwięk podejścia do lądowania na ustalonym zakresie pracy silników. W pewnym momencie usłyszałem, że silniki zaczynają wchodzić na zakres startowy, tak jakby pilot chciał zwiększyć obroty silnika, a tym samym wyrównać lot lub przejść na wznoszenie. W tej chwili zastanawiam się, co mogło ich skłonić do takiego działania. Po dodaniu obrotów po upływie kilku sekund usłyszałem głośne trzaski, huki i detonacje. Do tego doszedł milknący dźwięk pracującego silnika, a następnie nastała cisza” – zeznał por. Artur Wosztyl, pilot JAK-a 40, który wylądował w Smoleńsku pół godziny przed katastrofą 10 kwietnia 2010 r.

O eksplozji mówili nie tylko pozostali członkowie JAK-a, ale także inni naoczni świadkowie tragedii 10.04.2010 

„Na miejscu wyglądało to tak, że sporej grupy dziennikarzy milicja nie chciała wpuścić bezpośrednio pod bramę lotniska, która prowadziła do miejsca katastrofy, gdzie później funkcjonowało miasteczko dziennikarskie. Tam mogliśmy porozmawiać z osobami, które przebywały w bezpośredniej bliskości miejsca katastrofy w chwili rozbicia się samolotu. Ci ludzie opowiadali, że widzieli samolot wyłaniający się zza chmur i dziwnie lecący, inni, że słyszeli wybuch. Cały teren był obstawiony przez milicję i pojawiły się pierwsze oddziały OMON-u” – zeznał dziennikarz Polskiego Radia, który był obecny w Smoleńsku.

Wojskowi śledczy, którzy badają przyczyny katastrofy smoleńskiej, przed wyjazdem biegłych do Smoleńska jesienią ubiegłego roku mieli m.in. dwie ekspertyzy, według których na wraku Tu-154M nie było materiałów wybuchowych. Pierwsza z nich została wykonana w Smoleńsku 13 kwietnia 2010 r. przez Oddział Ekspertyz Kryminalistycznych Obwodu Smoleńskiego, druga 18 czerwca 2010 r. – w polskim Wojskowym Instytucie Chemii i Radiometrii.

W Rosji do badań pobrano wymazy z tupolewa, w Polsce kilka niewielkich przedmiotów, m.in. but z uszkodzeniem w postaci rozerwania i nadpalenia, wycinek swetra o wymiarach 16 na 18 cm, dwa banknoty o nominale 100 i 50 zł, kawałek ułamanej parasolki, wycinek spodni dżinsowych. Wśród badanych próbek nie było szczątków rządowego tupolewa. 



Cały artykuł znajdą Państwo w dostępnym w kioskach numerze tygodnika "Gazeta Polska" oraz na stronie www.gazetapolska.pl. Zapraszamy. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Dorota Kania