Ten pociąg wyjeżdża tylko raz w roku. Podróżni stojący na peronach ze zdumieniem patrzą w okna wagonów, z których uśmiechnięci pasażerowie machają polskimi i węgierskimi flagami. - Co to za pociąg? Gdzie oni jadą? - pyta na dworcu Warszawa-Wschodnia młody mężczyzna. Kiedy słyszy, że świętować w Budapeszcie węgierskie Święto Niepodległości - szczerze zaciekawiony pyta „Ale po co?”. Właśnie, po co tysiące ludzi wsiada w pociąg, jedzie nim 22 godziny by następnie przez cały dzień brać udział w narodowych uroczystościach w pozornie obcym państwie?
- Brzmi szaleńczo. Ale więcej szaleństwa jest w tym, co dzieje się obecnie z Polską i Europą. Jadę zobaczyć ludzi kochających swój kraj, którzy potrafią walczyć o jego suwerenność - mówi Maciek, dwudziestokilkuletni student prawa z Warszawy.
Takich studentów z różnych uczelni jest wielu. Są też młode małżeństwa, rodziny z dziećmi, Michał, któremu 10 dni temu urodziła się córeczka Tosia i Pan Stanisław, obchodzący właśnie 20. rocznicę ślubu. 10-, 17-, 30- i 70-latkowie. Członkowie Krucjaty Różańcowej i kibice z szalikami. Ludzie, dla których pozornie trudno byłoby znaleźć wspólny mianownik.
Więcej w jutrzejszym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”