Dzisiaj prorządowe media rozpisują się o incydencie, do którego doszło podczas spotkania z Antonim Macierewiczem. My natomiast przypominamy incydent z udziałem Stefana Niesiołowskiego, o którym media milczały.
W środowy wieczór w warszawskim salonie Toyoty w Radości odbyło się otwarte spotkanie z posłem Stefanem Niesiołowskim. Właściciel salonu, działacz PO, w brutalny sposób wyrzucił ze spotkania ludzi chcących zadać posłowi niewygodne pytania.
„Wyp…laj! PiS‑owcu!” – takimi słowami Edward Kleszczewski, właściciel salonu, w którym odbywała się impreza, i zarazem działacz PO, pożegnał uczestników spotkania z posłem Niesiołowskim. Wściekłość wywołały pytania, które młodzi ludzie zadali byłemu marszałkowi Sejmu. Dotyczyły one polityki bieżącej, a także języka nienawiści.
„
Czy według pana posła nazywanie kogoś karłem moralnym, oszołomem i mówienie o dożynaniu watahy jest na miejscu? I czy chciałby Pan być tak nazywany?”. Na to pytanie organizator postanowił odpowiedzieć pięściami.
Przy pomocy pracowników punktu w brutalny sposób usunął spokojnie zachowującą się młodzież. Centralne przedstawicielstwo Toyoty w Polsce odcięło się od brutalnego zachowania swojego dealera.
„
Sympatie polityczne naszych partnerów biznesowych należą do ich prywatnej sfery życia. Otrzymaliśmy zapewnienie, że spotkanie miało charakter prywatny i nie odbywało się na zaproszenie Toyoty. Toyota nie angażuje się w działalność o charakterze politycznym” – czytamy w oświadczeniu Toyota Motor Poland, które mejlem nadesłano do „Gazety Polskiej Codziennie”.
Gorącej atmosfery podczas spotkania w żaden sposób nie próbowali studzić będący na sali politycy PO. Decyzję o usunięciu ze spotkania dyskutantów głośno poparła m.in. posłanka Ligia Krajewska i burmistrz Wawra Joanna Koczorowska. Gość honorowy z wyrazem satysfakcji obserwował całą sytuację.
– Nie macie pojęcia o demokracji – skwitowała zebranie jedna z usuniętych.
Spotkanie rozpoczęło się od wystąpienia byłego marszałka Sejmu.
– Mam nadzieję, że na sali nie ma przedstawicieli „Gazety Polskiej”, tak jak ostatnio w Kwidzynie – zaczął marszałek. W swojej wypowiedzi poruszył kwestię bieżącej sytuacji politycznej.
Obraził po kolei opozycję, część Kościoła, uczestników Marszu Niepodległości i większość prawicowych dziennikarzy.
– Prawda jest taka, że znaczna część, istotna część Kościoła, szkodzi Polsce – stwierdził poseł PO.
– Nie spodziewałem się, że Jasna Góra będzie miejscem, gdzie będę wstydził się pokazać. Gdzie zakonnicy intonują pieśń: „
Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” – mówił Niesiołowski.
– Kłamstwo kosztuje tego, kto to kłamstwo rozpowszechnia. Tę cenę zapłaci Kościół – dodał.
Uczestników Marszu Niepodległości marszałek nazwał „
żulami, którzy nie znają nawet jednego cytatu z Dmowskiego i nie mają pojęcia o historii”. O dziennikarzach powiedział, że „w obrzydliwy sposób atakują rząd i partię rządzącą”. Dużo miejsca poświęcił redakcji „Gazety Polskiej”. Co ciekawe, były marszałek nie dostrzega sympatii mediów mainstreamowych.
– W wypadku „Wyborczej”, TVN i Polsatu można mówić co najwyżej o nieprzychylnej neutralności – stwierdził były marszałek. Następnie przyszedł czas na pytania z sali. Jedna z osób z publiczności zwróciła uwagę na to, że siedem stowarzyszeń skupiających żołnierzy oddziałów walczących w Powstaniu Warszawskim odmówiło udziału w prezydenckim marszu organizowanym 11 listopada oprócz Marszu Niepodległości.
Mówca relacjonował przebieg spotkania zrzeszeń weteranów walk powstańczych. Cytował ich: „
Nie o taką Polskę walczyliśmy. Dlaczego mamy iść w marszu ze współpracownikami prezydenta, którzy byli w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która mordowała naszych kolegów?”. Mój 82‑letni ojciec, żołnierz AK, powstaniec warszawski z Krzyżem Walecznych za obronę Warszawy, idzie w Marszu Niepodległości, który pan nazwał marszem lumpów – pytał marszałka uczestnik spotkania. Stefan Niesiołowski odpowiedział wykrętnie na to pytanie. –
Nie widzę nikogo, kto nie byłby godny iść w marszu z prezydentem. Weterani niech idą, gdzie chcą – powiedział. Młodzież nie zdążyła zadać pytań związanych z konkretnymi pomysłami PO.
– W momencie, gdy chciałem zadać pytanie, dlaczego rząd finansuje in vitro, zabierając pieniądze ludziom chorym na raka, siłą zabrano mi mikrofon i wyrzucono z sali – mówi „Codziennej” jeden z uczestników spotkania.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Maciej Marosz