„
Trzeba zbadać, czy nie doszło do przekroczenia pewnych granic przyzwoitości, jeśli chodzi o prowokację dziennikarską" – powiedział Donald Tusk, dodając, że sprawa tzw. prowokacji podlega ocenie etycznej, podobnie jak zachowanie sędziego. A więc już wiemy, na czym będzie polegała strategia PR-owska premiera. Dowody, że jeden z kluczowych gdańskich sędziów jest na telefon władzy, że staje na baczność przed kimś, kto przedstawił się jako asystent ministra, mają według Tuska świadczyć o braku przyzwoitości tych, którzy tych dowodów na gnicie wymiaru sprawiedliwości dostarczyli. „
Sugerowanie przez niektórych komentatorów i polityków opozycji, że ktoś z kancelarii rządowej kontaktował się z sędzią Ryszardem Milewskim, uważam za niedopuszczalne" – brnął premier, gdy równocześnie sędzia bez wstydu opowiadał, że telefon z kancelarii go nie zdziwił, bo „
nie był czymś nienormalnym, ponieważ wcześniej miewał telefony z ministerstw i innych instytucji". Ale przecież postawa Tuska nie powinna dziwić. Od dawna istnieją dwie kategorie przyzwoitości: ta zwyczajna i ta chłopców z Trójmiasta.
Źródło:
Anita Gargas