Nie ustają ataki na zagranicznych naukowców, którzy ośmielili się krytycznie spojrzeć na dokonania MAK i komisji Millera w sprawie katastrofy smoleńskiej. W „Rzeczpospolitej” odezwał się Piotr Skwieciński, człowiek, który na wydarzenia polityczne od dawna patrzy z pozycji Rosji.
W 2011 roku jako moskiewski korespondent „Rz” dzielnie sekundował teoriom Kremla. Mówił o błędnej decyzji pilotów, którzy próbowali lądować mimo złej pogody. Przekonywał, że hipoteza o zamachu jest nieracjonalna. „Nie widzę celu politycznego, który Rosjanie mieliby osiągnąć, mordując zmierzającego i tak do wyborczej porażki prezydenta. (...) Zwłaszcza, że nie ma śladów innych, analogicznych działań Kremla. Sprawy Politkowskiej i Litwinienki są gatunkowo innego rodzaju” - pisał, przemilczając zamachy na prezydenta Pakistanu czy przywódców czeczeńskich. Wszystko sprowadza się, zdaniem Skwiecińskiego, do problemu wojny polsko-polskiej.
Teraz pod jego ostrzałem znalazł się prof. Wiesław Binienda, który bada przebieg rozpadu tupolewa używając w tym celu nieosiągalnego w Polsce programu komputerowego i symulatorów. Czytając Skwiecińskiego można odnieść wrażenie, że Binienda popełnił tym czynem ciężki grzech. Może dlatego, że wprawił w zakłopotanie specjalistów z komisji Millera i innych fanów MAK, którzy nie byli w stanie dyskutować z profesjonalnymi prezentacjami profesora - i nie pomógł nawet ekspert od pyłu gwiezdnego. Listę grzechów Biniendy wydłużył fakt, że osobiście przyleciał do Polski, by przedstawić wyniki badań różnym naukowym gremiom.
Na ten temat czytaj także
http://niezalezna.pl/29275-kretactwa-skwiecinskiego
Czytaj cały artykuł w weekendowym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”
Źródło:
Anita Gargas