Szef rządu, podczas transmisji live na Facebooku, w środę wieczorem odniósł się do wyemitowanego nowego spotu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. "To przede wszystkim przestroga przed linią zdrady Tuska. Ta linia zdrady to lina Wisły. Oni naprawdę mieli dokumenty, z których wynikało, że będą się bronić dopiero na linii Wisły" - przekonywał.
Jego zdaniem oznacza to, że "paręnaście milionów Polaków musiałoby popaść bardzo szybko w ruską niewolę". "A jak to się kończy, wiemy doskonale po Ukrainie" - stwierdził.
Zaznaczył, że aby bronić swojego kraju, w dłuższej perspektywie trzeba móc liczyć na sojuszników. "Ale sojusznicy przyjdą z pomocą wtedy, kiedy bronimy się dzielnie. Bo nikt nie jest broniony, jeżeli sam się nie broni. Aby inni przyszli z pomocą, trzeba samemu potrafić się bronić przynajmniej przez jakiś czas, jak to pokazała historia II wojny światowej od strony trudnej, negatywnej dla nas, z kolei historia Ukrainy pokazała tę zależność militarną od strony pozytywnej z punktu widzenia państwa ukraińskiego" - mówi premier.
Szef rządu przypomniał, że najtrudniejsze dla Ukrainy były pierwsze tygodnie. "Wtedy tylko Polska i Stany Zjednoczone najbardziej wierzyły w to, że Ukraina może przetrwać. Inne państwa chciały wysyłać albo pięć tys. starych hełmów, jak Niemcy, albo w ogóle znacząco milczały" - stwierdził.
Zaznaczył, że "nasza doktryna jest zupełnie inna". "My bronimy każdego kawałka polskiej ziemi" - zapewnił.