W przypadku przejęcia władzy przez Donalda Tuska nie mamy do czynienia z klasyczną zmianą władzy, w myśl której jedna ekipa polityczna zastępuje drugą. Tu dzieje się o wiele więcej. W myśl hasła: nie przejmujmy się środkami i jak najszybciej zniszczmy wszystko, co budował i czym zajmował się PiS, na kolejne eksponowane stanowiska mianowani są ludzie, o których wiadomo, że nie cofną się przed niczym - pisze Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej".
Oczywiście w nowym rządowym rozdaniu jest wiele postaci delegowanych przez ugrupowania polityczne i te właśnie delegacje zastępują im kwalifikacje i plany działania. Obok jednak nominatów partyjnych w rządzie Tuska znalazła się też grupa ludzi wprost powiązanych z nieprzyjaznymi Polsce magnatami finansowymi. Tu oczywiście niczego na pewno nie da się udowodnić. Jest jednak tajemnicą poliszynela, że na przykład nowy minister sprawiedliwości Adam Bodnar jest wychowankiem fundacji tak czy owak związanych z pieniędzmi George’a Sorosa. To taki „specjalista”, który nie tylko dobrze osłuchał się z wolapikiem powtarzanym przez przedstawicieli organizacji pozarządowych, ale też potrafi się z nimi porozumiewać i rozumie mentalność ich działaczy. Bodnarowi udało się zbudować taką ścieżkę kariery, że może nią zwieść mniej wprawionego obserwatora naszej polityki. Chce uchodzić za eksperta od praw człowieka i osobę obdarzoną uniwersyteckimi kompetencjami w dziedzinie prawa. Te kompetencje są jednak mocno ograniczone i okrojone przez polityczną poprawność panującą w środowisku NGO-sów. Bodnar jest po prostu przepełniony lewicowymi dogmatami, które uważa za wykładnię tłumaczenia nie tylko praw człowieka, lecz także polityki zagranicznej. Od wielu lat był intensywnie lansowany na wszelkich spędach „lewackiej elity”. To afiliowano go w środowisku kultury (choć przecież jest nudny jak flaki z olejem i kostyczny jak doskwierający rodzinie wujaszek), wysyłano na różne międzynarodowe konferencje, a wreszcie siłą osadzono na stanowisku (pamiętającym jeszcze czasy Jaruzelskiego) Rzecznika Praw Obywatelskich. Z takim CV mógł zostać w rządzie Tuska jedynie ministrem sprawiedliwości. Dodajmy – najbardziej ideologicznie rozparzonym szefem tego resortu od czasów Jerzego Jaskierni. Bodnar bowiem, sprawiając wrażenie dobrodusznego eksperta i safanduły, w istocie jest przecież jednym z najbardziej zideologizowanych ministrów w gabinecie pełnym rozhisteryzowanych i żądnych odwetu person. Istotnym szczegółem biografii nowego ministra sprawiedliwości są także jego ukraińskie korzenie. Kilkakrotnie zresztą zdradzał się już – w swoich publicznych wypowiedziach – z tym, że bardziej leżmy mu na sercu interes ukraiński niż pomyślność jego nominalnych rodaków. Tak było chociażby, gdy postulował – na szczęście na razie nieskutecznie – nadanie Ukraińcom czasowo przecież przebywającym w Polsce praw do głosowania w nadchodzących wyborach samorządowych. Tym samym zresztą zdradził chyba plany rozmaitych kręgów tworzonych w naszym kraju przez przyjezdnych z Ukrainy. Najwyraźniej zyskali teraz w rządzie Tuska kilka istotnych przyczółków i będą z nich bezwzględnie korzystać dla budowania swojej diaspory i jej wpływów w Polsce. Takim właśnie istotnym elementem tej nowej zupełnie sytuacji będzie Adam Bodnar. Nadana mu ranga nowego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego dają mu szerokie pole do popisu, a skoro wywodzi się z najbardziej lewicowych kręgów, jakie można sobie – w naszym kraju – wyobrazić, to nie tylko należy mu szczególnie skrupulatnie spoglądać na ręce, lecz także notować jego wszelkie wypowiedzi i posunięcia, aby kiedyś można było je cofnąć. Jest to istotne z punktu widzenia samoobrony Polaków przed nadchodzącymi właśnie i rozrastającymi się w naszym kraju zagrożeniami. Niech nikogo nie zmyli sposób, w jaki publiczna postać Bodnara została skonstruowana. To człowiek zdeterminowany, pełen resentymentu wobec polskiego patriotyzmu i znakomicie zmotywowany do wyrządzania swymi działaniami szkód polskiemu patriotyzmowi.
Cały życiorys nowego ministra wskazuje, że właściwie od dzieciństwa był kształtowany przez dwa żywioły: lewacki sposób patrzenia na świat oraz ukraińskie pochodzenie jego ojca. Jego postać powinna budzić niepokój. Nie można uznać za dobrą monetę tego, że otacza go nimb „eksperta”. Jeżeli bowiem Bodnar jest ekspertem, to jedynie w skrajnie lewicowym naginaniu litery i ducha prawa tak, aby uczynić z prawa wygodną pałkę do rozprawy ze swoimi ideowymi przeciwnikami. Doświadczenie uczy, że właśnie takie – z pozoru nieszkodliwe – figury potrafiły wyrządzać w praktyce największe szkody i zapisywały się w pamięci skrajnie ideologicznym zacietrzewieniem, maskowanym oczywiście sztafażem „naukowca” i „eksperta”. Tymczasem cały dorobek naukowy Bodnara zamyka się jedynie w lewicowym przyczynkarstwie i tworzeniu dla lewackich idei prawniczego języka maskującego.
❗️ Wesprzyj niezależne media! Nie pozwól na monopol medialny, wpłać na Fundację Niezależne Media#FNM #NiezaleznaPL
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) December 26, 2023
https://t.co/xsy98WXwy0