Wszystkie prerogatywy i kompetencje, jakie przyznaje mu polska konstytucja są przez administrację Nawrockiego wykorzystywane do bólu. Do bólu pewnej części ciała sfer rządowych. Widać to było na twarzach dworu Donalda Tuska po odmowie powołania 46 sędziów…
Jednocześnie wścieka wrogów prezydenta sam sposób, nie tylko w wymiarze czysto politycznym, ale też ludzkim, w jaki się ta prezydentura się na naszych oczach dzieje i rozgrywa. To, jak Karol Nawrocki mówi (dobrą, komunikatywną polszczyzną), jaki jest w kontakcie osobistym i jak dobrze się czuje wśród zwykłych obywateli – jest jego wielką zaletą. Donald Tusk posiadł umiejętność „czarowania” tłumów, uśmiechów, zgrabnego gadania, omamiania słuchaczy celnymi sformułowaniami i w tym sensie jest warsztatowo bardzo dobry. Jest też kilku dobrych „zawodników” w tej mierze na prawicy, jest trochę świetnie gadających polityków z PiS-u (jak znakomity retorycznie prof. Przemysław Czarnek) i z Konfederacji (jak znakomity retorycznie Krzysztof Bosak), ale żaden z nich nie ma takiego daru bycia blisko ludzi, jaki ma Nawrocki.
To coś, z czym trzeba się urodzić, coś z czym trzeba wzrastać i dojrzewać, nie da się tego kupić ani wykształcić – albo to się ma, albo nie. Karol Nawrocki ma. Widać to w każdym momencie, w tych chwilach, kiedy niemal łamie protokoły bezpieczeństwa, by podejść do oczekujących w oddali ludzi, uścisnąć im ręce, czy wtedy, kiedy idzie, jak zwykły obywatel z flagą w Marszu Niepodległości. Nie bez przyczyny w starożytnym Rzymie obawiano się politycznej siły trybunów ludowych…
Tego też może się obawiać Donald Tusk – nie tyle w wymiarze samej prezydentury, ale w perspektywie wyborów w 2027 roku. Bo to Karol Nawrocki może być naturalnym liderem łączącym cały blok konserwatystów i prawicy w drodze do zwycięstwa i obalenia reżimu…