Kuriozalna decyzja PKW
Portal Niezalezna.pl zwrócił się do Rzecznika Praw Obywatelskich z prośbą o komentarz dotyczący decyzji Państwowej Komisji Wyborczej odraczającej obrady ws. sprawozdania komitetu PiS do czasu „systemowego uregulowania przez konstytucyjne władze RP statusu prawnego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i sędziów biorących udział w orzekaniu tej izby”. Zdaniem PKW, ta Izba SN, która uwzględniła skargę PiS nie jest sądem, a część orzekających w niej sędziów nie jest sędziami.
Zdaniem RPO, analogiczne stanowisko, jak PKW, wyraża część sędziów samej Izby Kontroli Nadzwyczajnej. - Ci sędziowie wydają podobne postanowienia, odraczając rozpoznanie spraw do czasu reformy władzy sądowniczej. Jest to wynikiem pewnej bezradności, próby poszukiwania wyjścia z patowej sytuacji, jaką mamy we władzy sądowniczej – zauważył prof. Wiącek.
- Prawdą jest, że orzeczenia Izby Kontroli są obarczone pewną wadą, wynikającą z wyroków trybunałów europejskich. Chodzi o naruszenie prawa do niezależnego sądu. Wyroki europejskie nie uprawniają jednak do uznawania, że orzeczenia Izby Kontroli nie istnieją w obrocie prawnym i nie powinny być wykonywane. Takie jest też stanowisko Komisji Weneckiej, które ja podzielam. Parlament powinien tę sytuację jak najszybciej naprawić w drodze ustawy
- podkreślił.
Zagrożenie dla wyborów prezydenckich
Odnosząc się do możliwych w tej sytuacji problemów w związku ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, RPO przyznał, że „może dojść do istotnego zakłócenia procedur wyborczych”. - Uchwały PKW mogą być zaskarżane do Izby Kontroli. Chodzi np. o rozmaite wytyczne czy o decyzje o odmowie zarejestrowania kandydata w wyborach prezydenckich. Gdyby np. PKW odmówiła zarejestrowania kandydata, a SN uchylił taką decyzję, to - jeśli orzeczenie zostałoby zignorowane - SN może unieważnić wybory. Nie można wykluczyć takiego scenariusza – wyjaśnił.
- Ponadto od lat przyjmuje się, że uchwała SN o ważności wyborów powinna poprzedzać zaprzysiężenie nowo wybranego prezydenta i dopiero po uchwale zwołuje się Zgromadzenie Narodowe, na którym odbywa się ślubowanie. Trudno przewidzieć, co by się stało, gdyby organy państwa uznały, że nie istnieje uchwała SN o ważności wyborów. Mogłoby dojść do poważnego kryzysu ustrojowego. Dlatego podkreślam, wyroki SN – choć są obarczone wadą – istnieją w obrocie prawnym i mogłyby być uchylone we właściwym trybie, ale nie mogą być całkowicie ignorowane
- powiedział prof. Wiącek.
Uchwała bez podstaw prawnych
Niezalezna.pl spytała też Rzecznika Praw Obywatelskich o przyjętą przez rząd we środę uchwałę zakładającą, że publikacje werdyktów – „wadliwych ze względu na orzekający skład sędziowski - Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego”, będą opatrzone odpowiednim przypisem. Przypisy te – jak stwierdził premier Donald Tusk – mają sprawić, by każdy, kto będzie czytelnikiem tej publikacji, wiedział, że „ta sytuacja, instytucje lub werdykty są wadliwe z punktu widzenia państwa polskiego”.
Prof. Marcin Wiącek zwrócił uwagę, że „uchwała rządu jest potwierdzeniem praktyki polegającej na niepublikowaniu wszystkich wyroków TK” i – jak dodał – „nie wyjaśniono podstaw prawnych takiej praktyki, a prawo nie przewiduje tego typu kompetencji Rady Ministrów”. - Z wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wynika, że sytuacja w TK wymaga naprawy. Ale wyroki te dotyczą tylko problemu tzw. sędziów dublerów. A w Trybunale jest teraz 10 legalnie wybranych sędziów, których mandatu żaden sąd czy trybunał nie zakwestionował – wskazał RPO.
- Ostatnio również Komisja Wenecka potwierdziła jednoznacznie, że rząd nie ma kompetencji do kontrolowania orzeczeń TK i blokowania ich publikacji. Tylko sąd lub sam Trybunał miałby możliwość podważenia skutków orzeczenia TK wydanego w nieprawidłowym składzie
- przypomniał prof. Wiącek.
PRO zaznaczył, że „uchwała rządu odnosi się również do orzeczeń SN - i w tym zakresie zawiera stanowisko bardziej wyważone”. - Akcentuje niewątpliwe wady powołań sędziowskich, wynikające z wyroków trybunałów europejskich, jednak równocześnie potwierdza, że te orzeczenia SN mimo wszystko istnieją w obrocie i nie można ich całkowicie ignorować – podsumował Rzecznik Praw Obywatelskich.