Nie tylko Marcinkiewicz – także niektórzy politycy PSL, do niedawna przekonani, że wystartują w majowych wyborach, muszą się obejść smakiem. Można zrozumieć ich zawód – w końcu roczne zarobki europosła w PE to ok. 80. tys. euro, co jest nieporównywalne z zarobkami w parlamencie krajowym. Niewystawienie konkretnych nazwisk na listach do PE przez – jak zapowiadano – szeroką Koalicję Europejską świadczy także o tym, że nawet Grzegorz Schetyna i jego doradcy widzą, iż politycy zebrani od Sasa do lasa są obciążeniem i wcale nie gwarantują sukcesu wyborczego. Ani w maju, ani w jesiennych wyborach.