Uważam, że partia Razem to partia pasożytnicza. Ona pasożytuje na działaczach dawnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Nie angażuje się w działalność na terenie regionów województw, gdzie ma posłów. Ci posłowie w ogóle nie angażują się w działalność na terenach, z których zostali wybrani. Nie widać ich tam w ogóle. Nie uczestniczą w spotkaniach, w ogóle nie mają zdolności do zbierania podpisów w trakcie wyborów - przyznał w rozmowie z Katarzyną Gójską europoseł Marek Balt. To kolejna odsłona konfliktu z kandydatem do Parlamentu Europejskiego z ramienia Razem, Macieja Koniecznego.
W poniedziałek europoseł Marek Balt zdradził, dlaczego nie kandyduje ponownie w wyborach do Parlamentu Europejskiego. - Nie aplikowałem o start w tych wyborach, gdyż nie chcę być na jednej liście z - jak sam on o sobie mówi - byłym faszystą i alkoholikiem - odparł wyjaśniając, że chodzi mu o "jedynkę" na Śląsku, czyli posła Macieja Koniecznego.
Na polityka spadł hejt, w dużej mierze ze strony polityków partii koalicyjnych, tworzących w Polsce klub Lewicy. Balt rozwinął kontrowersyjną wypowiedź na antenie Telewizji Republika.
- Nie prowadziłem bitwy o miejsce na liście. Czekałem, jacy kandydaci będą wystawieni na liście. Po tym podjąłem decyzję, że nie będę się ubiegał o kolejną kadencję startu z Lewicy do Parlamentu Europejskiego - potwierdził.
Pytany, czy żałuje krytyki pod adresem Macieja Koniecznego, wyminął: „Nie chcę się tłumaczyć za innych kandydatów z listy. Robiłem, gdy kandydowałem w koalicji z Ruchem Palikota. To się skończyło źle, lewica wypadła z parlamentu. Nie chcę przechodzić tego po raz drugi”.
Tu znów nie szczędził języka, tym razem pod adresem całego ugrupowania:
„uważam, że partia Razem to partia pasożytnicza”.
I dalej: „Ona pasożytuje na działaczach dawnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Nie angażuje się w działalność na terenie regionów województw, gdzie ma posłów. Ci posłowie w ogóle nie angażują się w działalność na terenach, z których zostali wybrani. Nie widać ich tam w ogóle. Nie uczestniczą w spotkaniach, w ogóle nie mają zdolności do zbierania podpisów w trakcie wyborów”.
Przyznał, że „działacze SLD są traktowani jak tacy ludzie od czarnej roboty, ludzie do zbierania podpisów, a partia Razem sobie z tego korzysta”.