Dziś w Sejmie na mównicę nieoczekiwanie wyszedł premier Donald Tusk. Szef rządu postanowił podzielić się z opinią publiczną "rewelacjami" na temat Tomasza Szatkowskiego, byłego ambasadora Polski przy NATO, obecnie doradcy prezydenta. "To już było - Waszczykowski, Pasionek i Macierewicz też byli US agents za pierwszego Tuska" - komentuje rewelacje premiera prof. Sławomir Cenckiewicz.
"Według ustaleń SKW, o czym pana prezydenta poinformowaliśmy, chociaż zakładaliśmy, że wiedział o tym także wtedy, panu Szatkowskiemu zarzucono nieprawidłowe obchodzenie się z dokumentami niejawnymi, kontakty z zagranicznymi służbami specjalnymi, uzyskiwanie nieuprawnionych korzyści majątkowych a także opieranie się na sugestiach i inspiracjach zagranicznych firm przy sporządzaniu dokumentów państwowych dotyczących bezpieczeństwa państwa" - opowiadał Tusk.
W roku 2019 SKW w tej sprawie tak sformułowała swoje zastrzeżenia. Problem polega na tym, że wtedy kiedy ABW miała zaopiniować kandydaturę pana Szatkowskiego, ówczesne SKW ukryło tę informację przed ABW. W 2022 r. ta sama SKW nie podejmując czynności wyjaśniających, potwierdziła zdolność pana Szatkowskiego jeżeli chodzi o dostęp do dokumentów niejawnych.
Tusk krytycznie odnosił się nie tylko o Szatkowskim, ale i o prezydencie RP. - Mówimy o człowieku, który nie tylko miał dostęp, ale wykorzystywał dostęp do dokumentów o charakterze strategicznym. Pan prezydent wykorzystał szczyt NATO, a także media, żeby wokół tej sprawy dezinformować opinię publiczną - mówił.
Do sprawy w mediach społecznościowych odniósł się prof. Sławomir Cenckiewicz.
- Na koniec dnia (w SKW po 13.00 w piątek fajrant) Komisja ds. wpływów amerykańskich w Polsce pod wodzą Stróżyka dała Tuskowi swój pierwszy raport - o amb. Szatkowskim jako agencie i łapówkarzu amerykańskim! Dusza się zna na wpływach USA w Polsce jak nikt. To już było - Waszczykowski, Pasionek i Macierewicz też byli US agents za pierwszego Tuska - podsumował prof. Cenckiewicz.
Cenckiewicz wspomniał sprawę Marka Pasionka. Warto przypomnieć, że przeciwko prokuratorowi Markowi Pasionkowi wszczęto postępowanie dyscyplinarne za to, że poprzez nieformalne kontakty ze służbami specjalnymi USA miał prosić o pomoc w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Warto przypomnieć, że represjom wobec Pasionka towarzyszyła nagonka medialna, która rozpoczęła się od artykułu w „Gazecie Wyborczej” zatytułowanego „Cafe pod agentem”. Jego autor powoływał się na nieoficjalne informacje ze śledztwa dotyczące Pasionka. Posługując się przeciekami, opisywał spotkania prokuratora z oficerami FBI, a nawet CIA. W jego trakcie miało rzekomo dojść do przekazania tajnych informacji.
"Są to kolejne łgarstwa ‘Gazety Wyborczej’. Większość faktów opisanych w artykule jest nieprawdziwa. Na pewno tezy i sugestie dotyczące ewentualnego spotkania Marka Pasionka z przedstawicielami amerykańskiego państwa. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Nie zaprzeczam, że takie spotkanie się odbyło, ale miało wyłącznie charakter towarzyski. Chodziło o pożegnanie oficera FBI. Było to spotkanie z oficerami łącznikowymi, czyli oficjalnymi przedstawicielami Stanów Zjednoczonych w Polsce" - komentował wówczas sprawę Bogdan Święczkowski, dziś sędzia TK.
W podobny sposób oskarżano też Antoniego Macierewicza i Annę Fotygę, którzy po 2010 r., za ówczesnych rządów Tuska, próbowali zainteresować Amerykanów sprawą Smoleńska. Paweł Graś, prawa ręka Tuska, zarzucił im wręcz "ocierające się o zdradę" kontakty z "obcym mocarstwem".