W ocenie europosła Jacka Saryusz-Wolskiego, rosnąca rola Polski na arenie międzynarodowej nie spowoduje polepszenia relacji z Brukselą. "Jestem pesymistą" - powiedział w Telewizji Republika, wskazując, że "w tle są Niemcy i Francuzi".
Historyczna wizyta prezydenta USA Joe Bidena, przemówienie w Arkadach Kubickiego, a także szczyt Bukaresztańskiej Dziewiątki - w ostatnim czasie sporo działo się w Polsce, co wzmacnia rolę naszego kraju na arenie międzynarodowej. Jak wygląda obecnie pozycja Polski? O tym w specjalnym wydaniu w Telewizji Republika mówił europoseł Prawa i Sprawiedliwości Jacek Saryusz-Wolski.
- Mamy powody sądzić, że jesteśmy bardzo ważni w tej sytuacji. Mogą nam niektórzy zarzucić samochowalstwo, ale zadziwiająco wiele sygnałów mówi o centralnej roli Polski jako hubu nie tylko logistycznego, ale hubu militarnego, humanitarnego i geopolitycznego. Pisze "Die Zeit", że moralny punkt ciężkości Europy przesuwa się do Polski. Inna gazeta pisze, że Biden przeleciał nad Paryżem i Berlinem, a w tej chwili liczy się Warszawa
- wymieniał polityk z frakcji EKR.
Czy to będzie miało wpływ na relacje z Brukselą? - zapytała prowadząca program redaktor Katarzyna Gójska.
- Jestem pesymistą - odpowiedział Saryusz-Wolski i wyjaśnił dlaczego:
W tle są Niemcy i Francuzi, którym wcale nie w smak jest rosnąca rola Polski. Przez zaciśnięte zęby przyznają, że Polska miała rację jeżeli chodzi o zagrożenie ze strony Rosji, oni nie mieli racji. Jakiś komentator napisał: tego, że Polacy mieli rację, Niemcy Polakom nigdy nie zapomną. Widziałem inny komentarz, że nad Sekwaną nie jest do przyjęcia przyznanie, że moralnym liderem jest Polska.
- To nie musi automatycznie przysparzać nam sojuszników, a wręcz odwrotnie. Nie chcę krakać, ale dostrzegam taką możliwość, że im bardziej ważną rolę pełnimy, tym bardziej niektórzy będą chcieli nas karać, sankcjonować - wskazał eurodeputowany.