Dziś konferencja przewodniczących Parlamentu Europejskiego, złożona m.in. z liderów frakcji politycznych, zdecyduje o tym, czy pozbawić stanowiska wiceprzewodniczącego PE Ryszarda Czarneckiego za jego słowa skierowane do europoseł PO Róży Thun.
Na początku stycznia wniosek o odwołanie Czarneckiego złożyli do przewodniczącego PE Antonia Tajaniego liderzy czterech grup politycznych europarlamentu: Manfred Weber (ludowcy z EPL), Gianni Pittella (socjaldemokraci z S&D), Guy Verhofstadt (frakcja liberałów i demokratów ALDE) i Philippe Lamberts (Zieloni).
Politykom nie spodobały się słowa krytyki, jaką Ryszard Czarnecki skierował pod adresem europoseł Platformy Obywatelskiej Róży Thun na łamach portalu Niezależna.pl. Wiceprzewodniczący stwierdził, że „pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj […]. Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein” – powiedział wiceszef PE.
Dziś konferencja przewodniczących, złożona z liderów grup politycznych Parlamentu Europejskiego i jego przewodniczącego Antonia Tajaniego, zdecyduje o podjęciu ewentualnych dalszych kroków przeciwko Czarneckiemu. Do odwołania wiceszefa PE potrzeba większości dwóch trzecich głosów, oddanych w obecności przynajmniej połowy z 751 europosłów. Jak nieoficjalnie dowiedziała się „Codzienna”, Ryszard Czarnecki może liczyć m.in. na poparcie Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Dobiegają również głosy z różnych grup w Parlamencie Europejskim, nawet z tych, które oficjalnie wystąpiły przeciwko Czarneckiemu, że jego odwołanie nie powinno nastąpić.
– Będę zawsze bronił mojego kraju, niezależnie od tego, czy stracę za to stanowisko, czy nie. To ważna funkcja, ale nie będę jej sprawował za wszelką cenę – powiedział przed kilkoma dniami Ryszard Czarnecki na antenie Telewizji Republika w programie Tomasza Sakiewicza „Polityczna kawa”.
– Odwołanie ze stanowiska wiceprzewodniczącego PE Ryszarda Czarneckiego będzie osobistym sukcesem pani europoseł Róży Thun i zmieni się w pyrrusowe zwycięstwo z punktu widzenia jej celów w polityce unijnej, którymi jest m.in. silne miejsce Polski w Unii Europejskiej. Może też zniechęcić wielu wyborców w Polsce do samej idei integracji europejskiej – komentuje sprawę w rozmowie z „Codzienną” prof. Tomasz Grzegorz Grosse z Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego.