Plan marzeń aktywistów ekologicznych – tak można ocenić to, co w dziedzinie ochrony środowiska zaproponowała idąca po władzę koalicja. NGO-sy, w tym te zagraniczne, uzyskają prawo zaskarżania Planów Urządzania Lasu. 20 procent terenów leśnych ma zostać wyłączonych z gospodarki. Polska ma zainwestować w zalewanie terenów rolniczych, czyli odtwarzanie bagien i torfowisk. Ponad głowami samorządów mają być tworzone parki narodowe. Będzie to olbrzymie uderzenie w polską gospodarkę i życie tysięcy osób w Polsce.
Diagnoza koalicji KO, Trzeciej Drogi i Lewicy w kwestii polskich zasobów przyrodniczych jest jednoznaczna. Polska przyroda jest w fatalnym stanie i trzeba ją ratować. Drzewa zostały wysłane do Chin. Przemysł bankrutuje. Bioróżnorodność jest w zaniku. Tej diagnozie ulegają wyborcy tych partii, którzy uważają, że wycięto już większość lasów w Polsce. Odpowiedzią na kryzys ma być projekt zawarty w umowie koalicyjnej. „20 proc. najcenniejszych obszarów leśnych zostanie wyłączone z wycinki, eksport nieprzetworzonego drewna zostanie ograniczony, a drewno będzie służyć przede wszystkim polskim przedsiębiorcom. Wprowadzimy zakaz spalania drewna w energetyce zawodowej. Ustanowimy społeczny nadzór nad lasami oraz wdrożymy program odnowy bagien i torfowisk. W porozumieniu z lokalnymi społecznościami zwiększymy powierzchnię parków narodowych. Wdrożymy stały monitoring czystości rzek oraz będziemy dążyć do ich renaturyzacji” – czytamy w umowie koalicyjnej.
Źródło wszystkich tych postulatów jest jedno. To Komisja Europejska. W zasadzie wszystkie pomysły, jakie wpisano do umowy koalicyjnej, wcześniej funkcjonowały w ramach dokumentów przygotowywanych przez komisarza Fransa Timmermansa. Człowiek ten od dawna wspiera organizacje pozarządowe w Polsce, które w ostatnich latach otrzymywały znaczne środki na to, by promować wśród Polaków projekty m.in. tworzenia nowych parków narodowych, zmiany w prawie regulującym funkcjonowanie lasów, a także promowania projektów mających zwiększać bioróżnorodność. Zapis wyłączenia 20 proc. obszarów leśnych z wycinki to pomysł promowany w strategii leśnej i strategii ochrony bioróżnorodności od co najmniej trzech lat.
Od lat znane są też skutki, jakie miałoby to wywołać.
„Gazeta Polska” opisywała prognozy analityków „Deloitte”, którzy prognozowali, co by się stało, gdyby 30 proc. lasów wyłączyć z gospodarki leśnej i 10 proc. przerobić na rezerwaty ścisłe. Skutki najbardziej odczują Lasy Państwowe, jedna z największych firm państwowych tego typu w Europie. Zdaniem analityków i według dokumentów z 2020 roku już pierwszy rok realizacji tej strategii zamknąłby się według szacunków stratą rzędu 840 mln zł. Dlatego też konieczne byłyby cięcia. Po pierwsze, inwestycji. Po drugie, oczywiście kadr. Dziś w LP pracuje około 26 tys. osób, a duża część z nich po prostu musiałaby zostać zwolniona. To przełożyłoby się na sytuację mniejszych firm współpracujących z Lasami Państwowymi. Według szacunków, w kolejnym roku liczba osób zatrudnionych w zakładach usług leśnych obniży się o około 11 tys., co oznacza, że co trzeci pracownik zakładów usług leśnych będzie zwolniony z braku frontu robót w Lasach Państwowych. Za tym pójdzie uderzenie w polski przemysł drzewny. Podaż drewna z Lasów Państwowych zmniejszy się o około 15 mln m3, tj. o około 36 proc., co może skutkować upadkiem nawet 2,6 tys. spośród mniej więcej 7 tys. podmiotów krajowych bazujących aktualnie na surowcu drzewnym nabywanym od leśników. Ostatecznie problem będą mieli także ludzie. Podaż opału zmniejszy się o około 1,1 mln m3 w stosunku do prognozowanego poziomu wynoszącego około 3,1 mln m3. To oznacza wzrost kosztów za opalanie domów i ciepło. Zmiany uderzą więc najmocniej w Polskę lokalną i biedniejszych mieszkańców.
Analiza ta dotyczyła strategii unijnej, ale można zakładać, że wynik strategii PO, PSL-u i Lewicy będzie podobny, gdyż w zasadzie wyłączenie z wycinki oznacza, że w sposób ścisły chronilibyśmy powierzchnię blisko 1,2 mln ha. Dodatkowo trudno dziś określić, które tereny miałyby być chronione. Z pewnością będzie to wyznaczane przez organizacje pozarządowe według kryteriów im tylko i znanych. Na tę chwilę kategoria lasów najcenniejszych w Polsce nie istnieje.
Jeszcze bardziej brzemienny w skutkach może być przywilej dla organizacji pozarządowych. Do tego bowiem sprowadza się zapis dotyczący społecznego nadzoru nad lasami. Już przed wyborami Koalicja Obywatelska i inne partie stworzyły stosowny projekt ustawy. Zapisano w nim, że prawo do zaskarżania Planów Urządzania Lasu będą mieli aktywiści ekologiczni i osoby posiadające interes prawny (czyli właściciele lasów). W praktyce więc nadzór społeczny będzie iluzją. Wiedzą o tym aktywiści, których celem jest po prostu paraliż gospodarki leśnej. Sądy będą musiały bowiem sprawdzać prawidłowość dokumentów dotyczących gospodarki leśnej. Można zakładać, że będzie to oznaczać długotrwałe procesy. Każdy Plan Urządzania Lasu to tysiące stron tworzone przez wyspecjalizowane jednostki. Do tego należy dodać, że dokumenty te są tworzone na 10 lat i jest ich w Polsce około 430. Trudno będzie znaleźć biegłych w tej sprawie. Na dziś to nie do wyobrażenia. Łatwo jednak założyć, że pierwszym wnioskiem do sądu ze strony NGO-sów będzie ten o wniesienie zabezpieczenia. Z dotychczasowego orzecznictwa można wnieść, że zabezpieczeniem będzie wstrzymanie działań.
Skutki tych działań będą trudne do wyobrażenia. Dziś cały przemysł związany z przetwarzanie drewna to kilka procent polskiego PKB i setki tysięcy miejsc pracy. Dokładnie przed takim scenariuszem przestrzegał w przeszłości prof. Jan Szyszko. Jego zdaniem proces destabilizacji finansowej Lasów Państwowych rozpoczął się w 2014 roku. Już wtedy Donald Tusk postanowił po prostu zabrać z kont przedsiębiorstwa 1,6 mld zł. Oskubując fundusz leśny, nie przeprowadzał żadnych rozmów z leśnikami ani żadnej analizy finansowej. Czy teraz będzie podobnie? Przekonamy się w najbliższych miesiącach.
W każdym razie niedochodowe lasy to marzenie wielu polityków. Dziś przedsiębiorstwo to przynosi rekordowe zyski. Mimo to wskazuje się na niektóre nadleśnictwa podkreślając, że są one nierentowne i dlatego warto się ich pozbyć ze struktury LP. To oczywiście otworzy pole do wielu interesów, których skontrolowanie będzie ekstremalnie trudne. No ale mogą Państwo spytać: może warto, i przyroda na tym skorzysta? Możliwe, ale jednak mało prawdopodobne. Skutek może być odwrotny. Lasy Państwowe w dużej mierze płacą i organizują m.in. system przeciwpożarowy. To dzięki niemu tysiące pożarów rocznie udaje się gasić w zarodku. Pozbawienie leśników dochodów odbije się w sposób oczywisty na tym systemie. To tylko jeden z oczywistych problemów, z którymi będziemy musieli się zmierzyć. Dodatkowo nie jest trudno przewidzieć, że pozostawienie lasów samych sobie doprowadzi do częstszych plag owadów i pasożytów osłabiających drzewa.
Lasów będzie dotyczyć również bezpośrednio projekt poszerzenia parków narodowych. Aby go wdrożyć, potrzebne jednak jest coś więcej niż zgoda leśników. Konieczne stanie się przełamanie weta samorządowców. Do tej pory było ono obowiązujące i faktycznie doprowadziło do tego, że nowe parki narodowe nie powstają. Samorządom najczęściej bowiem ta forma ochrony się nie opłaca. Utrudnia inwestycje. Komplikuje zarządzanie. Dodatkowo służy tak naprawdę degradacji regionów. Na razie politycy nie przedstawili swoich propozycji, ile nowych jednostek będą chcieli utworzyć. Aktywiści mówią, że może to być nawet 25 nowych obszarów chronionych. To również wiązałoby się z większymi wydatkami budżetowymi. Już dziś bowiem większość parków jest niedochodowa. Dlatego też – w przeciwieństwie do Lasów Państwowych – organizacje te biorą pieniądze za wstęp na swój teren.
W propozycjach koalicji pobrzmiewają również inne propozycje Timmermansa. Jednym ze sztandarowych jest odtwarzanie przyrody. W tym wypadku chodzi najbardziej o nawadnianie bagien i torfowisk. Temu rozporządzeniu w dużej mierze wybito zęby w Brukseli, ale nowy polski rząd chce do tego wrócić. Dodajmy, że plan Timmermansa zakładał, iż zalane zostanie około 400 tys. hektarów ziemi rolnej. To oznaczało olbrzymie straty dla rolników. Co mają na myśli polskie władze, mówiąc o odtwarzaniu torfowisk? Trudno powiedzieć.
Dużo łatwiej zrozumieć postulat o renaturyzacji rzek. To również pomysł Komisji Europejskiej. Szczególnie mocno zależy na nim oczywiście stronie niemieckiej, która od lat zabiega u strony polskiej, aby renaturalizować Odrę. O ile w Niemczech rzeka ta jest jedyną, która mogłaby pozostać dzika, o tyle w Polsce jest to ta jedna z niewielu, która mogłaby być żeglowna. Na tym tle w ostatnich latach dochodziło do dyplomatycznych tarć między naszym krajem a sąsiadami. Po stronie Niemiec stali polscy aktywiści. Teraz jednak polityka Berlina będzie miała realne poparcie w Warszawie.
Oczywiście taki zapis zablokuje wiele inwestycji na rzekach, w tym takich jak stopień wodny w Siarzewie.
Nadal strategia opozycji budzi wiele pytań. Zadaje je m.in. Małgorzata Golińska, wiceminister klimatu i środowiska. – Propozycje są tak przemyślane co do skutków, jakby były pisane pod dyktando obcych interesów. Czy „nadzór społeczny” narzucający leśnikom działanie według NGO-sowego widzimisię, zaskarżający dokumenty przygotowane i ocenione wcześniej przez fachowców i wyznaczający kierunki działania ekspertom, weźmie też odpowiedzialność za ten swoisty eksperyment na żywym organizmie? Czy rezygnacja – wyłącznie z powodów ideologicznych – z pozyskania pewnej części polskiego drewna to w rozumieniu PO nowy sposób wspierania przedsiębiorców z branży drzewnej? A może kierunek na kupowanie surowca drzewnego w dużo większej skali z innych państw w ramach tzw. europejskiej solidarności? Albo po prostu zwiększenie intensywności pozyskania drewna w pozostałych lasach naszego kraju? Kto będzie utrzymywał 20 proc. dodatkowych terenów wyłączonych z użytkowania i weźmie odpowiedzialność za zagrożenia tam występujące zarówno dla przebywających tam ludzi, jak i na przykład za stabilność lasów – leśnicy, którzy podobno się nie znają na ochronie przyrody i którym odbierze się narzędzia reagowania, czy może aktywiści, którzy tak „świetnie” poprzez głoszone hasła rozwiązują wszystkie problemy? Ile osób straci pracę w związku z taką decyzją o wyłączeniu? Co poza „żyjcie z turystyki” zaproponuje się społecznościom lokalnym? Ile rodzin w związku z tym będzie musiało się wyprowadzić i szukać nowego miejsca do życia?
Na te pytania nowy rząd będzie musiał odpowiedzieć. No, chyba że umowa koalicyjna zostanie tylko na papierze. To nadal opcja, która leży na stole.
Przecież każdy z polityków partii rządzącej wie, że dwa razy obiecać to jak raz dotrzymać.