W rozmowie z Tygodnikiem Interii Gliński ocenia, że "Niemcy i inne kraje europejskie na nas nie zagłosowali", bo woleli Argentynę niż Polskę. Według niego wydarzenie w naszym kraju może jeszcze przez długi czas się nie odbyć ponieważ to "nie pasuje do ich - niemieckich, może także rosyjskich - interesów i racji stanu".
Partyjni koledzy prosili o pomoc
Jednak pomimo tego, w 2017 roku to Polak był szefem Rady Europejskiej, a w ocenie wicepremiera Glińskiego - mógł on wpłynąć na decyzję przedstawicieli krajów. Co więcej, jak zdradza Gliński, o działania Donalda Tuska zabiegali partyjni koledzy z Platformy Obywatelskiej.
"Po przegranym głosowaniu, gdy prezydent Hanna Zdanowska płakała, od przedstawicieli PO dowiedziałem się, że gdyby - cytuję - "ten [...] Tusk zadzwonił do Merkel, tobyśmy wygrali"
- powiedział Interii minister kultury.
Zatrudniony w innym celu
Gospodarzenie tak ogromnemu wydarzeniu jak specjalistyczna wystawa Expo, to nie tylko prestiż, ale i impuls do rozwoju. Jednak zdaniem Glińskiego, progres Polski, to ostatnia rzecz do jakiej Donald Tusk miał przyłożyć rękę na zlecenie ówczesnej kanclerz Niemiec.
"Pan Tusk nie dlatego został zatrudniony przez panią Merkel, żeby pomagać Polsce. Może jego partyjni koledzy z Łodzi - którzy błagali go o ten telefon - byli zbyt naiwni, licząc na jego wsparcie w staraniach o organizację tak wielkiego wydarzenia, które mogło ściągnąć do Łodzi ponadmiliardowe inwestycje rządowe"
- stwierdził wicepremier.