Donald Tusk jakiś czas temu brylował na czołówkach polskich mediów z powodu zbyt ciężkiej nogi. W Wiśniewie koło Mławy jechał 107 km/h w terenie zabudowanym, co oznaczało, że z uprawnieniami do kierowania autem musiał pożegnać się na trzy miesiące. W sieci pojawiły się jego zdjęcia na hulajnodze elektrycznej - sugerowano, że to będzie teraz podstawowy środek transportu lidera PO. Ale to już nieaktualne...
Polityk postanowił bowiem przekazać hulajnogę na licytację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Organizacja Jerzego Owsiaka wystawiła już aukcję, a "brukselską limuzynę" (jak sam nazywa swoją hulajnogę Tusk) można już licytować. Tusk obiecuje, że ze zwycięzcą spotka się osobiście na kawie i lekturze - tym razem nie konstytucji, ale... instrukcji obsługi "limuzyny".
Co ciekawe, hulajnoga jest z autografem Tuska. Dla jednych być może zwiększa to wartość przedmiotu, dla innych obniża, ale fakt jest taki, że za hulajnogę trzeba już zapłacić powyżej 50 tysięcy złotych.
Pytanie tylko: czym będzie jeździł teraz Donald Tusk? Samochodem za kierownicą wciąż nie może, hulajnoga oddana na licytację w akcji Owsiaka... Na okładce "Newsweeka" Tomasza Lisa lider PO pojawił się kiedyś na białym koniu. Czyżby to "proroctwo" miało się dosłownie ziścić?