Potencjalna koalicja jeszcze nie jest pewna rządów, a już... dzieli stanowiska. - Tylko jeden wicepremier w rządzie, a stanowiska marszałków Sejmu i Senatu dla koalicjantów. To pomysł na nowe rozdanie, z którym Donald Tusk wybiera się na poniedziałkowe rozmowy z Trzecią Drogą i Nową Lewicą - informuje "Newsweek". Na razie widoczny jest problem z... obietnicami polityków aspirujących do bycia w rządzie.
Jak czytamy, już jutro liderzy KO, Trzeciej Drogi i Lewicy mają spotkać się, by podzielić stanowiska, choć nie wiadomo jeszcze, komu prezydent Andrzej Duda powierzy tworzenie rządu. Konsultacje z prezydentem mają odbyć się we wtorek.
Taki podział stanowisk oznaczałby ogromną degradację dotychczasowego marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, któremu prokuratura chce postawić zarzuty korupcyjne, lecz nie jest to możliwe ze względu na immunitet polityka KO. Zaskakujący jest też fakt promowania Hołowni na marszałka Sejmu, choć jest on absolutnym debiutantem w parlamencie.
Potencjalni koalicjanci mają też swoje problemy, a najważniejszym z nich jest wycofywanie się z obietnic, jakie złożyli w trakcie kampanii wyborczej. W ostatnim czasie głośno jest o słowach Tomasza Siemoniaka dotyczących armii, ale wcześniej mówiono też o dyskusji na temat 800 Plus i rzekomej "dziurze budżetowej".
Warto podkreślić, że pierwsza obietnica już teraz nie została spełniona. Donald Tusk obiecywał, że dzień po wyborach odblokuje pieniądze z KPO - słowa nie dotrzymał, a jego partyjna koleżanka Katarzyna Lubnauer stwierdziła, że to "przyrzeczenie" to była... przenośnia.