Przekroczenie przez Donalda Tuska dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym i w konsekwencji utrata przez niego prawa jazdy cały czas budzi spore kontrowersje. Nieco inaczej patrzą na to jednak politycy Platformy Obywatelskiej. Co prawda przyznają, że ich szef źle postąpił, ale zaraz rozpoczyna się cała litania tłumaczeń. Do chóru polityków tłumaczących kompromitującą wpadkę Tuska dołączył również Borys Budka. Przekonuje on, że w Platformie… są „normalni ludzie”, którzy jeżdżą samochodami bez kierowcy i… „dzięki temu mają normalny kontakt ze światem”. Czy po takiej kampanii wizerunkowej słupki poparcia poszybują w górę?
W sobotę lider Platformy Donald Tusk jechał przez teren zabudowany z prędkością 107 km/h, za co otrzymał mandat w wysokości 500 zł i zatrzymano mu prawo jazdy na trzy miesiące. Do zdarzenia doszło w miejscowości Wiśniewo koło Mławy (woj. mazowieckie).
Budka w programie onet.pl podkreślił, że ta sytuacja absolutnie nie powinna mieć miejsca, niestety zdarzyła się. Wskazał, że przewodniczący PO został ukarany mandatem, punktami karnymi i utratą prawa jazdy na trzy miesiące.
Ta sytuacja absolutnie nie powinna mieć miejsca, ale niestety się zdarzyła; każdemu może zdarzyć się chwila nieuwagi .
- mówił szef klubu KO Borys Budka o przekroczeniu prędkości przez Donalda Tuska.
Podkreślił jednocześnie, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla wykroczenia Tuska, po czym zaczął istną kampanię ocieplania wizerunku Tuska.
Budka całą sytuację wykorzystał do tego, żeby przekonywać, że to Platforma wprowadzała przepisy umożliwiające ściganie piratów drogowych.
Zauważam, że to myśmy wprowadzali te przepisy. Była wtedy w Sejmie grupa osób, która mówiła Tuskowi, po co tak restrykcyjne przepisy wprowadzać. On się uparł. Jak widać, my jesteśmy równi wobec prawa. Wolę przewodniczącego, który jest normalny, ma prawo jazdy, niż człowieka, który rządzi Polską bez konta w banku, bez prawa jazdy.
- stwierdził lider klubu KO.
Borys Budka wykorzystał oczywiście okazję do ataku na Jarosława Kaczyńskiego i wyliczał, ile kosztuje ochrona oraz przewożenie prezesa PiS samochodem z kierowcą.
Dalej było jeszcze lepiej. W pewnym momencie Budka stwierdził, że sam też jeździł samochodem partyjnym, bez kierowcy i zaczął przekonywać, że dzięki temu politycy PO łapią normalny kontakt ze światem… To niestety nie jest żart. Budka naprawdę to powiedział:
To dlatego, że jesteśmy normalnymi ludźmi Dzięki temu mamy normalny kontakt (ze światem). Tym różnimy się od nich (od PiS), że jeżeli popełniamy błąd, to za to przepraszamy. Oni są poza prawem.
- mówił polityk PO.
Co ciekawe, choć Borys Budka mówi o „przepraszaniu” za błędy, to w przypadku Tuska słowo „przepraszam” w zasadzie nigdy nie padło. Na to, że lider Platformy Obywatelskiej nie ma słowa „przepraszam” w swoim słowniku zwrócił uwagę wicerzecznik PiS Radosław Fogiel.
Jest przekroczenie przepisu drogowego, jest kara zatrzymania prawa jazdy na 3 miesiące plus 10 punktów i mandat. Adekwatna. Przyjąłem ją bez dyskusji".
- napisał Tusk po zatrzymaniu.
Fogiel pytany w Programie Pierwszym Polskiego Radia o to zdarzenie ocenił jako „śmieszne” próby wybielania albo stwierdzanie, że przyjęcie przez Tuska mandatu jest aktem heroizmu.
Druga sprawa, że Donald Tusk jako polityk z pierwszych stron gazet i aspirujący do rządzenia lider opozycji powinien nie skwitować to wydarzenie, że „stało się, przyjąłem mandat, proszę o oklaski”. Tylko myślę, że słowo „przepraszam” za złamanie przepisów jest na rzeczy. Pewnie wielu kierowcom się to zdarza, więc trudno znaleźć kogoś, kto jest tu świętym. Ale myślę, że reakcja powinna być inna.
- powiedział Fogiel.