Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polityka

Odgłosy rozprutego balonu. Kilka słów Witolda Gadowskiego o rekonstrukcji rządu…

Lepienie golema – truchła, w które uda się tchnąć życie – to zajęcie ezoteryczne i niezwykłe zgoła. Takim alchemikiem polskiej polityki usiłuje być Donald Tusk - pisze w "Gazecie Polskiej" Witold Gadowski.

Jednak już w chwili prezentacji golem wydaje się jedynie niedbale pozszywaną kukłą, w której nie tylko nie ma nowego życia, ale nie ma życia w ogóle!

Pozostają śmiertelne pomyłki w rodzaju minister edukacji Barbary Nowackiej, bankruta Andrzeja Domańskiego, kompletnej amatorki na swoim stołku pani Hennig-Kloski i kilku innych niewydarzonych dyletantów. Życia w ten rząd na pewno nie tchnie zeteselowski aparatczyk Miłosz Motyka, a specyficznego zapaszku doda mu tzw. sędzia Waldemar Żurek, człek pozbawiony nie tylko etyki, lecz także daleki nawet od podstawowego savoir vivre. Ta chodząca prowokacja ma stać się nowym komisarzem w Ministerstwie Sprawiedliwości. Nad coraz bardziej wątpliwym intelektualnie stadkiem nadzór nie będzie sprawowany przez samego Donalda Tuska, ale wyznaczonego specjalnie w tym celu „ministra nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu”, niejakiego Macieja Berka. 

W „zrekonstruowanym” rządzie nie pojawił się żaden człowiek z fragmentarycznym chociażby pomysłem na nową drogę dla Tuskowej koalicji. Zdaje się nawet, że poziom intelektualny tej grupy zredukowany został do aktualnej kondycji umysłowej Marcina Kierwińskiego, który został usadzony na stołku ministra spraw wewnętrznych. W nowo-starej szopce Tuska szczególnie ważne obecnie resorty siłowe obsadzone zostały nadzwyczaj skromnie. Na swoim stanowisku pozostał słaby i nieustannie wahający się Władysław Kosiniak-Kamysz, którego autorytet w armii równy jest rechotaniu nad jego jednym z głównych doradców, niejakim „Navalem”, który swój pseudonim zyskał niestety dzięki własnym postępkom fizjologicznym. Kosiniak-Kamysz nie budzi wśród oficerów ani posłuchu, ani nawet krzty uwagi i traktowany jest przez nich jako karierowicz i zło konieczne. O Kierwińskim i jego kontroli nad policją nie da się powiedzieć nic ponad to, że pan minister czasami miewa spore problemy z kierowaniem samym sobą. Nadzorujący służby specjalne Tomasz Siemoniak nie budzi właściwie zaufania nikogo, no może poza swoimi krajanami ze Związku Ukraińców w Polsce. W sytuacji gdy na Wschodzie ciągle szaleje wojna, a Niemcy zbroją się na potęgę, na czele polskich resortów siłowych stoją postacie bezwolne i pozbawione jakiegokolwiek intelektualnego czy osobowościowego błysku. Polityką zagraniczną kieruje zadufek i człowiek podlegający nieznanym powszechnie powiązaniom, czyli Radosław Sikorski, indywiduum, którego mniemanie o sobie przerasta jakiekolwiek normy i który bardziej jest posłuszny swojej żonie niż polskiemu premierowi. Polityka zagraniczna w jego wykonaniu to nieprzerwane pasmo nonsensów i fanfaronady. Dziś Sikorski jest niemile widziany w otoczeniu prezydenta Stanów Zjednoczonych, a przez Niemców używany jedynie do popularyzowania bismarkowskiej agendy, którą Republika Federalna pod kierownictwem Friedricha Merza usiłuje krańcowo brutalnie i niezgrabnie realizować. Satyryczną uwagę zwraca nowy minister sportu Jakub Rutnicki, który zdaje się większe kwalifikacje ma do pełnienia roli wykidajły w podrzędnej tancbudzie niż do kierowania czymkolwiek, ma jednak to szczęście, że stołek obejmuje po Sławomirze Nitrasie, a więc gdy zrobi cokolwiek, to i tak będzie to wzniesienie tego resortu na wyższy niż obecnie poziom. Ministrem kultury została jakaś tam pani Marta Cieńkowska i zdaje się, że dla kultury dalej potrwają cienkie, tęczowo-brunatne czasy. Fundusze będą wędrowały do tych, do których mają płynąć, a nowa minister po staremu nie będzie się do tego po prostu wtrącać. Jednym słowem – Tusk zrobiłby większe wrażenie, gdyby zamiast tej całej „rekonstrukcji rządu” po prostu mianował rzecznikiem rządu Jacka Murańskiego – byłoby odrobinę bardziej chamsko, ale czy nie bardziej spektakularnie?

Źródło: Gazeta Polska