Gdyby przyznawać tytuł najbardziej kłótliwego ministra w rządzie Donalda Tuska, to palmę pierwszeństwa mógłby dzielić Sławomir Nitras. Nie minął jeszcze rok jego urzędowania, a ma on na pieńku nie tylko z kibicami Legii Warszawa, ale i ze związkami sportowymi. Padło nawet sformułowanie, że środowisko sportowe odwraca się od ministra sportu, co byłoby sytuacją bez precedensu.
W ubiegłym roku, za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy, Ministerstwo Sportu i Turystyki nagrodziło kluby piłkarskie za sukcesy w lidze i udział w europejskich pucharach. Za promowanie Polski za granicą kluby dostawały środki z Polskiej Organizacji Turystycznej. Kiedy władzę przejęła koalicja 13 grudnia, pod znakiem zapytania stanęły środki dla Legii Warszawa, która jest regularnie karana przez UEFA za bardziej lub mniej wymyślne przewinienia.
Sam Nitras zresztą przyznał, że "nie może wydawać pieniędzy na Legię".
Ja Legię Warszawa przestrzegałem już rok temu. Kiedy rok temu musiałem przyjąć sprawozdanie za poprzedni rok, były te słynne bijatyki z policją, najpierw w Holandii, później w Wielkiej Brytanii. Ci kibice regularne wojny z policją prowadzili. My mamy w ministerstwie analizę, co się pisało o Legii za granicą
– stwierdził polityk, któremu fani z Żylety poświęcili transparent o treści "Nitras, zmień dilera". O ministrze Nitrasie na Łazienkowskiej mówi się - delikatnie mówiąc - nieciekawie.
Ale nie tylko na stadionie Legii są wściekli na Nitrasa. Dziś w "Przeglądzie Sportowym Onet" ukazał się wywiad z członkiem zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego i jednocześnie prezesem Polskiego Związku Badmintona Markiem Krajewskim. Na pytanie, czy środowisko sportowe jest za szefem PKOl Radosławem Piesiewiczem, Krajewski odpowiedział: - Nie powiem, że za Piesiewiczem, natomiast mogę zaryzykować stwierdzenie, że zjednoczyło się przeciwko ministrowi sportu.
Jeszcze w sierpniu Sławomir Nitras mocno atakował Polski Związek Badmintona, w wywiadzie dla RMF FM twierdząc, że "Polski Związek Badmintona został wykorzystany przez pana Tomasza Porębę jako pas transmisyjny pieniędzy publicznych do realizowania kampanii PiS". Było też o pieniądzach. - W przypadku Polskiego Związku Badmintona zakwestionowana przeze mnie kwota to 1 milion 400 tysięcy złotych. To są pieniądze, które zabrano polskim sportowcom - mówił Nitras.
Dziś Krajewski (prezes Polskiego Związku Badmintona) stwierdził, że doszło do kompromitacji Nitrasa, bo kontrola NIK po teoriach wygłaszanych przez ministra, nie wykazała takich nieprawidłowości, o jakich mówiono. - Kontrola NIK, wg której, jak zaznaczyłem, mamy zwrócić 6 tys., a nie 1,4 mln, to jest jego kompromitacja. Nie pierwsza i nie ostatnia. Prawda taka, że ostatnie sukcesy osiągał w opozycji, jak rozwieszał plakaty, przepychał staruszka, a emerytce zabrał trąbkę. Zna pan jakieś jego sukcesy? - pytał Krajewski.
Stwierdził też, że choć w Paryżu nie było polskich badmintonistów, to on, jako prezes związku pojechał na igrzyska, by obserwować trendy w dyscyplinie i spotykać się z innymi działaczami w formie dyplomatycznej. Pytanie tylko, czy kibice "kupią" takie tłumaczenie...
Wracając do Nitrasa - Polski Związek Badmintona, o którym sporo mówił Nitras, wytoczył ministrowi sprawę sądową i domaga się wpłaty na klinikę dla dzieci z chorobami onkologicznymi. Złożone zostało też zawiadomienie do prokuratury, a Krajewski zarzuca Nitrasowi i jego resortowi brak transparentności.