Kto nagrywał demonstrujących pod gmachem prokuratury w miniony piątek? W sieci opublikowano niepokojące nagranie z udziałem dwóch osób, bacznie śledzących każdy ruch sympatyków Mariusza Błaszczaka. Jak domniemuje Mateusz Kurzejewski, mogli to być funkcjonariusze Służby Kontrwywiadu Wojskowego. "Jaki jest cel nagrywania uczestników manifestacji zwolenników opozycji przez służbę zajmującą się sprawami wojskowymi?" - dopytuje wicerzecznik Prawa i Sprawiedliwości.
Zwolennicy szefa klubu PiS zgromadzili się wówczas w związku z przesłuchaniem polityka w prokuraturze. W piątek po godzinie 14.00 Błaszczak opuścił budynek wydziału wojskowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie, gdzie usłyszał zarzuty w związku z odtajnieniem fragmentów planów obronnych dot. tzw. linii Wisły.
Nagranie pokazał wicerzecznik Prawa i Sprawiedliwości Mateusz Kurzejewski. Widać na nim dwójkę osób, siedzących w samochodzie na tylnej kanapie. Ze słów autora nagrania wynika, że z przodu znajdowała się podpięta do laptopa kamera, rejestrująca demonstrację poparcia dla Mariusza Błaszczaka.
Jak sugeruje Kurzejewski we wpisie, mogli to być funkcjonariusze Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
„Pomijając „kamuflaż”, który rozpoznałby każdy (samochód był na wojskowych numerach, obie osoby siedziały z tyłu), jaki jest cel nagrywania uczestników manifestacji zwolenników opozycji przez służbę zajmującą się sprawami wojskowymi? Wracają stare czasy?”
- pyta w mediach społecznościowych.
Pasażerowie auta nie byli rozmowni. Unikali odpowiedzi na pytanie, dlaczego rejestrują przebieg zgromadzenia:
Wróćmy jeszcze do ubiegłego tygodnia i przesłuchania @mblaszczak w prokuraturze. Jak wiecie przed przesłuchaniem odbyła się manifestacja poparcia dla przewodniczącego KP PiS. Wiele osób czekało do końca przesłuchania pod budynkiem.
— Mateusz Kurzejewski (@MKurzejewski) March 26, 2025
Przez cały ten czas towarzyszyła nam ekipa z… pic.twitter.com/9FlFVt3siF
W 2011 r. rząd Donalda Tuska zatwierdził plany obrony, które zakładały, że w przypadku ataku Rosji lub Białorusi na terytorium Polski wojska agresora zostaną bez walki wpuszczone aż do linii Wisły. Dokument został zatwierdzony przez ówczesnego ministra obrony narodowej Bogdana Klicha, który obecnie decyzją Radosława Sikorskiego pełni funkcję chargé d’affaires RP w Stanach Zjednoczonych. Koncepcja opracowana przez to środowisko polityczne skazywała miliony Polaków mieszkających na Podlasiu, Warmii i Mazurach, Lubelszczyźnie, Podkarpaciu i innych terenach położonych po prawej stronie rzeki na łaskę żołnierzy agresora.
To jednak nie koniec zaskakujących założeń koalicji PO-PSL – plan przewidywał, że obrona pozostałej części kraju nie potrwa dłużej niż 14 dni. Jest to porażająca perspektywa, biorąc pod uwagę, że w ówczesnej sytuacji geopolitycznej na reakcję sił NATO moglibyśmy czekać nawet kilka miesięcy.