Pracownik "Gazety Wyborczej" Wojciech Czuchnowski opublikował dziś artykuł wymierzony w szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomira Cenckiewicza, w którym powoływał się na "anonimowego informatora" - ujawnione zostały ściśle tajne, wrażliwe dane medyczne z ankiety bezpieczeństwa.
Kto był tym informatorem? - odpowiedzi na to pytanie udzielił człowiek, który doskonale zna specyfikę służb specjalnych.
Płk Hejne: Czuchnowski sam wskazał źródło przecieku
- Nieznajomość zasad prowadzenia postępowań sprawdzających przez pana Czuchnowskiego doprowadziła do tego, że w swoim artykule wskazał źródło przecieku - powiedział na antenie TV Republika płk Artur Hejne, emerytowany funkcjonariusz Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Czuchnowski nie wiedział o tym, że w ramach kontrolnego postępowania sprawdzającego nie wypełnia się ankiety bezpieczeństwa osobowego. Tak, jak przed chwilą podaliśmy wpis jego, że w październiku zgłosił się do redakcji "GW" informator, który posiadał wgląd i zna szczegóły ankiety bezpieczeństwa osobowego, to znaczy, że nie mógł być to żaden urzędnik sądowy, ani żaden urzędnik KPRM, gdzie trafia odwołanie, ponieważ ankieta bezpieczeństwa osobowego była wypełniona przez prof. Cenckiewicza kilka lat temu. Ankieta po wypełnieniu ma klauzulę "poufne" i jest przechowywana w odrębnym archiwum Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Nawet dyrektor archiwum ogólnego Służby nie ma dostępu do tej teczki.
– powiedział płk Hejne, zaznaczając: "Tak więc, jeżeli pan redaktor Czuchnowski napisał prawdę, a nie możemy zakładać, że kłamie, źródło przecieku jest w SKW".
"Ponieważ wgląd w ankietę mają funkcjonariusze Służby Kontrwywiadu Wojskowego. W ramach kontrolnego postępowania sprawdzającego takiej ankiety nie ma, taka ankieta w ramach odwołania nie trafia do KPRM-u i w ramach skargi nie trafia do sądu" - doprecyzował Hejne.