To pewien incydent na tle całej wojny. W związku z tym mam nadzieję, że do żadnego wspólnego frontu z Rosją żaden europejski polityk nie będzie dążył - przestrzegł w Telewizji Republika dr Jan Parys, były minister obrony w rządzie Jana Olszewskiego.
O piątkowy akt terroru w sali koncertowej Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą dopytywał dziś red. Adrian Stankowski dr. Jana Parysa.
Były minister obrony w rządzie Jana Olszewskiego krytycznie odniósł się najpierw do słó polskiego ministra: „byłbym bardzo sceptyczny wobec opinii, że w Moskwie była strzelanina. To nie była zwykła strzelanina dwóch pijanych żołnierzy, a brutalny zamach, w którym zginęło ponad sto osób”,
- Nie zgłoszono tu żadnych żądań. Na ogół terroryści czegoś żądają, a tu tego nie było. Przyznało się Państwo Islamskie, które jest penetrowane przez ludzi Moskwy, ale częściowo pozostaje poza kontrolą Moskwy - odnotował.
I dalej:
„w normalnym kraju, gdy dochodzi do takich tragicznych wydarzeń, władze zajmują się sytuacją wewnętrzną. Tymczasem w Rosji jest odwrotnie. Władimir Putin wyraźnie sugerował, że trzeba szukać wroga zewnętrznego i zniwelować niebezpieczeństwo czyhające na zewnątrz. Niewykluczone więc, że ten zamach będzie pretekstem do tego, żeby silniej uderzyć w Ukrainę”.
- W przypadku Rosji zawsze trzeba patrzeć na to, kto jest wykonawcą, kto jest organizatorem i kto jest zleceniodawcą. Przypomnę, że kiedy był zamach na Ojca Świętego Jana Pawła II, sprawcą był Turek, organizatorem Bułgar, a zleceniodawcą KGB. Może być więc tak, że sprawcy zamachu wcale nie wiedzą, w czym wzięli udział, kto ich wynajął i z jakiego powodu - mówił dr Parys.
Wyraził nadzieję, że trwająca ponad dwa lata wojna jest czymś ważniejszym dla europejskich polityków, niż akt terorru. - To pewien incydent na tle całej wojny. W związku z tym mam nadzieję, że do żadnego wspólnego frontu z Rosją żaden europejski polityk nie będzie dążył - podsumował.