Autorem tekstu „Prawne naruszenia w Polsce: Z aprobatą UE Tusk kontynuuje to, co zaczął Kaczyński” jest Klaus Bachmann, niemiecki publicysta i profesor, od lat mieszkający w Polsce i regularnie krytykujący na łamach zagranicznej prasy rządy Zjednoczonej Prawicy. "Obecnie nad Wisłą rozpoczyna się eksperyment, który jest dość unikalny w skali światowej i może służyć jako lekcja dla wielu innych krajów: demokratycznie wybrana koalicja demokratycznych partii próbuje ponownie uczynić kraj demokratycznym przy użyciu niedemokratycznych środków" - przekonywał Bachmann w "Berliner Zeitung" w grudniu 2023 r. I dodawał:
"Przed takim dylematem stanie przyszły premier Tusk, gdy obejmie urząd: może stać się bezsilnym władcą lub może ponownie uczynić kraj demokratycznym za pomocą niedemokratycznych środków".
Tym razem Bachmann poszedł jednak o krok dalej. Na łamach „Berliner Zeitung”, gazety należącej do małżeństwa Holgera i Silke Friedrich – znany z prorosyjskich poglądów Holger Friedrich w przeszłości był tajnym współpracownikiem wschodnioniemieckiej bezpieki Stasi – wprost namawia polski rząd do popełnienia przestępstwa.
Bachmann rozpoczyna swój artykuł od tezy, że rząd Donalda Tuska, mimo szumnych zapowiedzi, nie przywrócił w Polsce praworządności, a w wielu aspektach kontynuuje działania PiS, tyle że z aprobatą Unii Europejskiej. Stwierdza, że „niewiele się wydarzyło, ani w kwestii rozliczania korupcji i naruszeń konstytucji z czasów PiS, ani w kwestii reform instytucjonalnych”. Tę niemoc rządu Bachmann tłumaczy na trzy sposoby: blokadą ze strony prezydenta, niewiarą rządu w to, że „ich wyborcy naprawdę chcą innej polityki” oraz istnieniem „nieoficjalnej, niepisanej” konstytucji, której nikt nie łamie.
To właśnie tę ostatnią barierę, jego zdaniem, Tusk powinien w końcu złamać.
Plan zamachu na NBP i Adama Glapińskiego
Najbardziej szokujący fragment artykułu dotyczy Narodowego Banku Polskiego i jego prezesa, prof. Adama Glapińskiego. Bachmann przedstawia go jako głównego wroga rządu Tuska, który uniemożliwia mu realizację politycznych celów. Publicysta „Berliner Zeitung” z rozbrajającą szczerością przyznaje, że celem jest dobranie się do rezerw banku centralnego, by załatać dziurę w finansach państwa, powstałą jakoby po „hojnych programach socjalnych” wprowadzonych przez PiS. Wskazuje, że rząd Tuska nie może ciąć świadczeń, bo „doprowadzi to obywateli na barykady”, a podnoszenie podatków jest zbyt ryzykowne politycznie. Dlatego Bachmann podsuwa rozwiązanie:
„[...] rezerwy banku narodowego. Tam leży 260 miliardów dolarów”.
Niemiec dodaje:
Donald Tusk już raz przeprowadził podobny manewr. Po 2007 roku, w kryzysie bankowym, znacjonalizował po prostu prywatne fundusze emerytalne i mógł w ten sposób „zmanipulować” poziom długu publicznego w dół, by wesprzeć banki w tarapatach.
Problem w tym, że na czele NBP stoi „wrogo nastawiony prezes banku narodowego, który pracuje nad tym, by Tusk nie dostał pieniędzy, których potrzebuje, i przegrał wybory”. Bachmann nie ma wątpliwości, co należy z nim zrobić. Stawia retoryczne pytanie, dlaczego rząd Tuska, który bezprawnie usunął Macieja Świrskiego z funkcji szefa KRRiT, nie postąpi tak samo z Adamem Glapińskim. „Politycznie decydujące pytanie jest jednak inne: Czy Tusk chce przegrać następne wybory i utorować PiS drogę do władzy, czy też istnieje inny powód, dla którego nie postępuje wobec Glapińskiego tak samo, jak wobec Macieja Świrskiego?”. Przesłanie jest jasne: Tusk powinien zignorować prawo i usunąć legalnie powołanego prezesa NBP, by przejąć kontrolę nad bankiem i jego rezerwami.
Bachmann zdaje sobie sprawę, że taka operacja byłaby zamachem na niezależność banku centralnego i mogłaby wywołać katastrofę finansową.
Zastanawia się: „Jak rynki ukarzą taką akcję i czy kurs złotego spadnie wtedy na dno (a wraz z nim zadłużenie zagraniczne w USD i euro poszybuje w górę), nikt nie jest w stanie przewidzieć”. Mimo to uważa, że polityczna korzyść dla Tuska jest ważniejsza niż ryzyko ekonomicznej zapaści. W jego artykule pobrzmiewa frustracja, że Tusk wciąż się waha przed ostatecznym złamaniem prawa w tej sprawie.
Niemiecka recepta: Łamać prawo, bo PiS też "łamał"
Cały wywód Bachmanna opiera się na fałszywej symetrii. Twierdzi on, że skoro PiS rzekomo łamał Konstytucję, to obecny rząd również ma do tego prawo, a nawet powinien to robić, by realizować swoje cele. Z rozgoryczeniem pisze, że rząd Tuska „ignoruje wszystkie wyroki [Trybunału Konstytucyjnego], które mu nie pasują – argumentując, że Trybunał Konstytucyjny w ogóle nie jest prawdziwym sądem”. Jednocześnie... krytykuje go za to, że nie idzie dalej i nie łamie kolejnych przepisów, które chronią jego poprzedników przed odpowiedzialnością karną. „Dlaczego nie złamie po prostu tych części konstytucji, które chronią jej poprzedników przed ściganiem karnym?” – pyta, sugerując, że strach przed przyszłą odpowiedzialnością jest bezzasadny.
Publicysta „Berliner Zeitung” dochodzi do wniosku, że w Polsce istnieje tajemniczy, „tajny kodeks”, niepisana umowa, która powstrzymuje polityków przed ostatecznym zniszczeniem przeciwnika. Jak pisze: „Najwyraźniej obok oficjalnej polskiej konstytucji, która weszła w życie w 1997 roku, istnieje jeszcze inna, tajna, o której nikt dokładnie nie wie, co zawiera, ale której wszyscy przestrzegają”. Ten „kodeks” ma rzekomo chronić opozycję i gwarantować pewne minimalne standardy, jak np. regularne wybory. Zdaniem Bachmanna, Tusk jest niewolnikiem tego kodeksu, co uniemożliwia mu pełne przejęcie władzy i rozprawienie się z dziedzictwem PiS.
W podsumowaniu Bachmann stwierdza, że rząd Tuska „w dużej mierze kontynuuje to, co zostawiły mu rządy PiS. Z tą różnicą, że w Brukseli nie jest już ganiony, bo tam uważa się go za proeuropejski”.