Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Ewa Polak-Pałkiewicz
27.08.2023 11:46

Zagadka Rosena

Mogłoby się wydawać, że Jan Henryk Rosen, autor fresków w kaplicy papieskiej w Castel Gandolfo, przedstawiających m.in. śmierć księdza Skorupki, niewiele miał danych, by namalować sceny z polskiej historii tak, by zachwyciły Jana Pawła II. Nic zgoła nie zapowiadało kariery twórcy dzieł przepojonych głębokim rozumieniem naszych dziejów.

Urodzony w Warszawie w 1891 r., jako trzylatek zamieszkał z rodzicami w Paryżu. Francja przeżywała właśnie okres największego antyklerykalizmu w swoich dziejach (poza czasem rewolucji). Kościoły stały się własnością państwa, szkoły katolickie likwidowano jedną po drugiej, zakonników wyrzucano z klasztorów. Dzieci przystępujące do pierwszej komunii traktowano strażackim hydrantem, drzwi świątyń były taranowane, księży karano za bicie dzwonów kościelnych. Jednostronne zerwanie konkordatu ze Stolicą Apostolską w 1905 r. było prostą konsekwencją tych ekscesów.

Jean Henri de Rosen sekretarzem Paderewskiego

Rodzice przyszłego malarza, Jan Bogumił Rosen i Wanda z d. Hantke, pochodzący z rodzin zamożnych spolonizowanych Żydów, przyjęli protestantyzm. Ojciec był zdolnym malarzem batalistą, jego specjalnością były sceny z kampanii Napoleona, jednak w okresie „paryskim” przerzucił się na opiewanie na płótnach zwycięstw marszałka Suworowa. Jego obrazy przypadły do gustu carowi Aleksandrowi III, który uczynił go swoim malarzem nadwornym. Jan Bogumił sprzedawał rodzinie carskiej liczne swoje dzieła na pniu.

Był to czas największego zbliżenia politycznego i gospodarczego Francji i Rosji. W zamian za pakiet nowoczesnej wiedzy wojskowej Rosja przyznała kredyt giełdzie paryskiej. Wkrótce prezydent Francji Sadi Carnot podpisał z Aleksandrem III poufny pakt zwany dwuporozumieniem (przetrwał on do 1917 r.).

Mały Jan Henryk został posłany do najbardziej postępowej i prestiżowej szkoły w Paryżu; jej sztandarem był antyklerykalizm i laickość. Patronami szkoły byli dwaj panowie Carnot – prezydent i jego dziadek Lazare Carnot, bohater rewolucji, przyjaciel Robespierre’a i Saint-Justa, członek Konwentu, wsławiony czynnym popieraniem terroru. Gmach szkoły zaprojektował Gustave Eiffel (wieża jego autorstwa, postawiona w stolicy dla uczczenia stulecia rewolucji, miała przewyższyć wznoszoną właśnie na wzgórzu Montmartre bazylikę Sacré-Coeur, gdzie złożono relikwie męczenników rewolucji). Nazwisko Carnot było dla katolików francuskich symbolem hańby, torowało też drogę agresywnemu ateizmowi, który ogarniał kraj. Utarł się zwyczaj, że zwykli Francuzi z pogardą spluwali, przechodząc obok tej szkoły dla finansowych elit.

Jan Henryk wytrzymał tam pięć lat. Jako dwunastolatek opuścił Lycèe Carnot i przyjął chrzest w Kościele katolickim. Nie wiadomo, co było bezpośrednim powodem tej konwersji i czy chłopiec miał poparcie rodziny, czy uczynił to na własną rękę. Znalazł się w szwajcarskim Montreaux, potem w gimnazjum katolickim we Fryburgu; maturę zdawał w Lozannie. Zaczynał i przerywał studia na Sorbonie.

Poważnie zainteresował się średniowieczem, chłonął książki katolickiego pisarza Jorisa-Karla Huysmansa, nawróconego z agresywnego neopogaństwa (wcześniej autora głośnych skandalizujących utworów). Słuchał wykładów z historii sztuki na różnych uczelniach. W pracowni Luc-Oliviera Mersona brał pierwsze lekcje malarstwa. Pisał wiersze, wydawał własne pismo literackie. Wydawało się, że całkowicie przesiąkł Francją i czuje się Francuzem; przed swoim nazwiskiem umieścił „de”(podpisując się Jean Henri de Rosen). W 1914 r. jako ochotnik wstąpił do armii. Walczył pod Ypres i nad Sommą, zdobył kilka odznaczeń bojowych (w tym jedno angielskie) i szlify oficerskie.

Dlaczego więc nagle przywdział mundur polski? We Francji powstawało właśnie polskie wojsko, ciągnęli do niego Polacy z całej Europy. Jan Henryk pojawił się w 1919 r. w Szwajcarii. W Lozannie został sekretarzem Paderewskiego (jego druga żona była ciotką Rosena).

Freski w katedrze ormiańskiej we Lwowie

W 1921 r. znalazł się w Warszawie. Zrezygnował z kariery wojskowej i podjął pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, wieczorowo chodził na zajęcia do Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa. Zaczął malować. Na ten czas datuje się jego przyjaźń z Kazimierą Iłłakowiczówną. 16 września 1922 r. przyszedł razem z poetką na wystawę do Zachęty (wystawiano tu jeden z jego obrazów); przybyć miał tam nowo wybrany prezydent Gabriel Narutowicz (ich szef z MSZ). Iłłakowiczówna pisze w swoich wspomnieniach, że pełne grozy przeczucie nie opuszczało jej ani Rosena. W tłumie chcieli być blisko prezydenta, „by móc go w razie czego sobą zasłonić”. Gdy upadł powalony strzałem Niewiadomskiego, dramatyczne okrzyki zaczęły wzywać jednocześnie księdza, lekarza i „siostrę” Iłłakowiczównę (byłą sanitariuszkę frontową). Ta uklękła, trzymając głowę zamordowanego na swoich kolanach, jej ręce były całe w jego krwi. Obok, wśród nieopisanego zgiełku i okrzyków, klęczał zalany łzami Rosen, gorąco się modląc.

Ta scena przypominająca pietę musiała zapaść mocno w pamięć obecnego tam także abp. Józefa Teodorowicza, ordynariusza diecezji ormiańsko-katolickiej we Lwowie. Katedra ormiańska z XIV w. była właśnie poddawana gruntownej renowacji. Biskup Teodorowicz zwrócił się do Rosena z prośbą, by wykonał dla niej freski (wcześniej Józef Mehoffer podjął się wykonania mozaik). Trudno sobie wyobrazić większe zdziwienie niż to, które stało się udziałem nikomu niemal nieznanego malarza. Gdy przekonywał, że nie ma pojęcia o malowaniu fresków, Teodorowicz uśmiechał się, kiwał głową i zapewniał, że nikt nie zrobi tego lepiej.

Rosen pracował nad nimi pięć lat. Budziły od początku zdumienie i zachwyt. Nowoczesne w formie, z niezwykłą subtelnością podkreślały orientalno-bizantyjski rodowód świątyni. Rosen okazał się mistrzem łączenia stylów i znakomitym portrecistą (wśród bohaterów biblijnych scen umieścił postacie ze świata nauki i sztuki Lwowa). Zaskakiwał biegłością warsztatową. Profesor Ignacy Drexler, lwowski urbanista, był pod tak wielkim wrażeniem dzieła Rosena, świetnie wkomponowanego w architekturę katedry, że doprowadził do utworzenia dla niego Katedry Rysunku Figuralnego na Politechnice Lwowskiej.
Jedno z najsłynniejszych malowideł katedry, pogrzeb św. Odilona, nawiązywało do francuskiego okresu biografii malarza. Św. Odilon to jeden z najważniejszych świętych Francji. Średniowieczny opat Cluny wprowadził nabożeństwo za zmarłych, jest patronem dusz czyśćcowych. Rewolucja francuska obeszła się z jego relikwiami w sposób barbarzyński – zostały spalone.

Zlecenie z Watykanu i od ambasadora

O niezwykłym talencie Jana Henryka Rosena abp. Teodorowicz opowiedział w czasie pobytu w Rzymie Piusowi XI. Kolejna propozycja ozdobienia freskami świątyni przyszła z Watykanu. Achilles Ratti pragnął mieć w swojej prywatnej kaplicy obraz Cudu nad Wisłą i obrony Jasnej Góry (taki sam był temat zamalowanych niedawno fresków na Białorusi). Tym razem malarz nie wahał się ani nie zastrzegał, że to nie na jego siły. Jego dzieła o niepowtarzalnym stylu i ogromnym uroku – tworzone w czasie, gdy malarstwo religijne nie zapewniało już takiej sławy jak niegdyś – rozpalały wiele dyskusji. Komentowano je i ceniono w Polsce i w Europie.

Przez ostatnie czterdzieści pięć lat życia malarz mieszkał i tworzył w Stanach Zjednoczonych. W 1937 r., gdy zlikwidowano jego katedrę na politechnice, był bez pracy. Nieoczekiwanie wezwał go ambasador w Stanach Zjednoczonych, hr. Jerzy Potocki, z prośbą, by ozdobił freskami budynek polskiej ambasady. Od tego czasu Rosen stał się bodaj najsławniejszym malarzem sakralnym w Stanach. Jego malowidła i mozaiki zdobią największe amerykańskie świątynie. Został wykładowcą na uniwersytecie katolickim w Waszyngtonie i doradcą episkopatu do spraw sztuki sakralnej. Nie wiadomo, czy dowiedział się, że Paweł VI nakazał jego freski w Castel Gandolfo zasłonić – jako zbyt antykomunistyczne w wymowie. Ich ponowne odsłonięcie zawdzięczamy Janowi Pawłowi II.

Nie wiadomo też, co spowodowało, że ten niezwykle oryginalny artysta, który w swoim czasie radykalnie odciął się od rewolucyjnego dziedzictwa Francji, zupełnie dziś nieznany w Polsce – by nie powiedzieć: wyklęty – umarł w biedzie, w Arlington w 1982 r. Jego pełna frapujących zagadek biografia czeka na dopełnienie.