SMS-y, jakie zostały ujawnione w kontekście Wrzosek, są piorunujące. Wynika z nich jasno, że bożyszcze totalnej opozycji, wielki autorytet „GW” i TVN-u, jest po prostu prawnikiem na posyłki konkretnej opcji politycznej. Jaka jest reakcja środowisk, które dotychczas wielbiły Wrzosek? Myli się ten, kto oczekiwałby od nich chociaż grama refleksji i odpowiedzialności. Nawet nie usiłują schować Wrzosek „pod dywan” i przeczekać sprawę. Nie, zamiast tego idą drogą pełnej bezczelności. Oskarżenia wobec Wrzosek okazują się ostatecznym dowodem jej wspaniałości. Bez żadnego skrępowania, w biały dzień, bezczelnie robią z niej herosa walki z reżimem. Tym samym pokazują wyraźnie, o co tak naprawdę chodzi w haśle „wolne sądy”. To tylko ściema dla ludzi dostatecznie głupich albo otumanionych, żeby w to uwierzyć. Tak naprawdę chodzi o sądy dyspozycyjne wobec PO, których ludzie będą mogli robić wszystko, nieważne jak będzie to sprzeczne z prawem, pewni swojej bezkarności. Teraz przyjrzymy się sytuacji z Niemiec. W biały dzień niemiecki dom aukcyjny sprzedał należący do Polski obraz Kandinsky’ego. Wiedząc, że został nam skradziony, mimo przedstawionych przez Polskę dowodów i oficjalnego stanowiska konsula. Nie doczekaliśmy się żadnej reakcji ze strony Niemiec. To państwo ma nas uczyć „praworządności”? Czy ta sytuacja nie pokazuje tego samego, co kwestia SMS-ów Wrzosek? Znowu piękne hasła nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, są tylko zasłoną dymną dla ludzi gotowych w te brednie uwierzyć, przykrywającą ponurą prawdę. Skrajną bezczelność, bezprawie wręcz, poczucie siły, tego, że można wszystko i pozostanie się bezkarnym. Tyle mojej argumentacji. Teraz mogę tylko poprosić Czytelników, żeby sami zdecydowali, czy te tak różne sytuacje mają faktycznie wspólny mianownik.
Wolne sądy? Ściema dla idiotów
Co łączy prokurator Ewę Wrzosek ze sprzedażą przez niemiecki dom aukcyjny skradzionego Polsce obrazu Kandinsky’ego? Z pozoru niewiele, ale pozwólcie mi, Szanowni Czytelnicy, się wytłumaczyć.