Było to tym zabawniejsze, że w przeciwieństwie do prezesa Orlenu bardzo wielu polityków PO nie jest w stanie wytłumaczyć pochodzenia swojego majątku. Nie byli w tej kwestii sprawdzani tyle razy przez różne służby. A przy tym wiadomo, że część z nich ma zwyczaj chować znaczne oszczędności w skrytkach umieszczonych w szafach i nogach od stołu. Jak się okazało, bawili się petardą, która właśnie wybuchła im w rękach. Przypadek posła PO Roberta Kropiwnickiego i jego dziewięciu mieszkań to, jak sądzę, drobiazg w stosunku do paru innych tuzów tej formacji, a obyczaj przechowywania nieudokumentowanych pieniędzy na cyfrowych kontach albo w gotówce jest pewnie dosyć powszechny w ogóle w elitach III RP. Zastanawiam się, ilu w tej chwili posłów różnych partii opozycyjnych gorączkowo szuka sposobu zalegalizowania pochodzenia swoich pieniędzy albo udaje, że ich w ogóle nie posiada. Mogą to być bardzo trudne dni dla niemałej rzeszy polityków tych formacji.