Niestety, także deklaracje nowej przewodniczącej Komisji nie napawają optymizmem. Te, które zaprezentowała, zanim została wybrana na urząd, budzić mogą jedynie jęk zawodu. Dużo uwagi poświęciła ochronie klimatu, to oczywiście leitmotiv brukselskich elit, mających niemal obsesję na tym punkcie. Żeby się im przypodobać, trzeba złożyć hołd bożkom klimatycznej religii. I należy przyznać, że pani von der Leyen złożyła go wyjątkowo gorliwie. W jej założeniach programowych wyczytać można m.in.: „Stanie się pierwszym neutralnym dla klimatu kontynentem jest największym wyzwaniem i szansą naszych czasów. Wymaga podjęcia zdecydowanych działań już teraz. Będziemy musieli inwestować w innowacje i badania, przekształcić naszą gospodarkę i unowocześnić naszą politykę przemysłową”. Te emfatyczne wywody odnoszą się do czegoś, co nowa przewodnicząca nazwała Europejskim Zielonym Ładem. W praktyce ich realizacja oznaczać może potężne koszty i gigantyczne problemy dla takich krajów jak Polska.
Zamierzenia niemieckiej polityk dotyczą także kwestii tzw. ochrony praworządności, czyli w praktyce ingerencji w suwerenne decyzje państw członkowskich, dotyczące takich obszarów jak sądownictwo i wymiar sprawiedliwości. W tej sprawie jej program zawiera następujące sformułowanie: „Zapewnienie poszanowania praworządności to podstawowy obowiązek każdego państwa członkowskiego. Jak niedawno potwierdził Trybunał Sprawiedliwości, rozwiązywanie takich problemów leży jednak w naszym wspólnym interesie. Wzmocnienie praworządności jest wspólnym obowiązkiem wszystkich instytucji UE i wszystkich państw członkowskich”. Krótko mówiąc – strach się bać, co to może w praktyce oznaczać.
Dla naszego kraju wyzwaniem na najbliższe pięć lat będzie walka o równe szanse dla naszych przedsiębiorstw w konkurencji z zachodnimi podmiotami i zachowanie rzeczywistego funkcjonowania rynku wewnętrznego. Bardzo ważne będzie także przeciwdziałanie absurdalnym planom związanym z dekarbonizacją, opartym na przekonaniu o decydującym wpływie człowieka na zmiany klimatu. Wątpliwe teorie mogą okazać się fatalne w skutkach dla polskiej gospodarki. Aplikacja wymysłów unijnej polityki klimatycznej do naszych realiów skończyć się może wydatkami, na których poniesienie nas zwyczajnie nie stać. Nie bez znaczenia będzie także kwestia negocjacji nowej perspektywy budżetowej, najpewniej ostatniej, na której netto wyjdziemy na plus.
To wszystko dziać się będzie w warunkach trwającego od lat skrętu w lewo w unijnej polityce. Gospodarka schodzi tam na dalszy plan, chyba że przyjmowane regulacje służyć mają ochronie interesów biznesu z Francji czy Niemiec kosztem przedsiębiorstw z państw naszego regionu. Trzeba być na to gotowym, bo im bardziej konkurencyjne będą nasze firmy, tym silniejsze będą naciski na szkodliwą dla nich legislację. Próbkę tego mieliśmy już w kontekście dyrektyw dotyczących pracowników delegowanych. To było tylko preludium. Wiele wskazuje na to, że podobne akcje będą podejmowane już niebawem. Ale na ten temat nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej nie ma wiele do powiedzenia.