Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

W kleszczach Rapallo 2

Nie, Rapallo 2 to nie nazwa kolejnego rosyjskiego rurociągu. Za rok będziemy obchodzili 100. rocznicę układu z Rapallo − umowy zawartej w tym włoskim mieście w 1922 r. pomiędzy Rosją Sowiecką a Rzeszą Niemiecką, można rzec umowy matki paktu Hitler−Stalin z sierpnia 1939 r. − uwieńczonego najazdem obu naszych sąsiadów na Polskę, Niemiec − 1, Sowietów zaś 17 września. Dziś wąsata marionetka Kremla ogłasza 17 września Dniem Jedności Narodowej Białorusi, a Putin świętuje wycofanie amerykańskiego weta wobec Nord Streamu 2 i jednocześnie próbuje sparaliżować budowę naszego Baltic Pipe. Jeszcze owocniejszej współpracy Niemiec i Rosji wadzi znowu, jak 100 lat temu, położona między nimi Polska, którą dla obopólnej korzyści trzeba by znowu zlikwidować. Rapallo 2 na naszych oczach nabiera coraz większego rozpędu... 

W poprzednim artykule uzasadniałem, dlaczego każdy świadomy Polak musi być rusofobem i że nie ma w tym nic złego. Teraz przychodzi mi zająć się jeszcze trudniejszym zadaniem, a mianowicie przyjaźnią polsko-niemiecką. Mówicie, że nic takiego nie istnieje w przyrodzie? No właśnie na tym polega problem! 

Doświadczenie niemieckiej misji cywilizacyjnej na Wschodzie 

W czasach dominacji Sojuza mieliśmy dobrych Niemców, tych z Niemieckiej Republiki Demokratycznej, naszych sojuszników w Układzie Warszawskim. Oni ponoć z nazizmem rozliczyli się pod czujnym sowieckim okiem całkowicie i wyzbyli się jakichkolwiek agresywnych zamiarów, choć ich armię na zlecenie Kremla organizował niedoszły zdobywca Stalingradu, fanatyczny narodowy socjalista, marszałek von Paulus. 

Ponieważ w PRL normalny obywatel wszystko, co twierdziła władza, przyjmował na odwrót, więc nawet straszaki w postaci kanclerza Adenauera w krzyżackim płaszczu oraz panowie Hupka i Czaja szefujący Związkowi Wypędzonych jakoś budziły w nas mniejszą grozę niż bratnia Armia Radziecka, co to „z tobą od dziecka”. 

Z drugiej strony prawdziwa nienawiść do wszystkich Niemców, i wschodnich, i zachodnich, była wówczas powszechna, także w najmłodszym pokoleniu, urodzonym jak ja niemal 10 lat po wojnie. I było to zjawisko całkowicie zrozumiałe, gdyż praktycznie nie było rodziny, która by nie straciła kogoś z rąk Niemców. My, warszawiacy, mieliśmy przed oczami najwymowniejszy obraz metod działania narodu poetów i filozofów – totalnie zrujnowaną stolicę, gdzie na każdym kroku spotykało się inwalidę wojennego, ślepego grajka na harmonii, beznogiego weterana żebrzącego na ulicy, ludzkie kadłubki przesuwające się po trotuarze na desce z kółkami. Każdy wiedział, kto to zrobił. Nie żadni faszyści wedle Sowietów, nie hitlerowcy wedle nomenklatury peerelowskiej (o kosmicznych nazistach wtedy jeszcze nikt nie wiedział) – a po prostu Niemcy.

Początek marszu żywych trupów przez Europę

Nie było wymysłem propagandy PRL nieuznawanie zachodnich granic Polski przez Republikę Federalną Niemiec, choć przecież nie my sobie te granice wyznaczyliśmy, lecz określiły je zwycięskie mocarstwa. Już pierwsze Rapallo z 1922 r. było wbrew decyzjom zachodnich zwycięzców – Niemcy uznali ład wersalski za niesprawiedliwy dla siebie i zawarli pakt z jeszcze gorszym europejskim pariasem, Sowietami. Stało się to podczas światowej konferencji gospodarczej w Genui, na której mocarstwa zachodnie same się już dogadywały z Rosją Sowiecką, oferując jej nawiązanie stosunków dyplomatycznych i przerwanie izolacji za otworzenie rynku rosyjskiego dla handlu i przemysłu europejskiego. Tę ofertę, z której zresztą czerwony Kreml skwapliwie skorzystał, Niemcy przebiły zabronioną traktatem wersalskim współpracą wojskową. Niemieckie pismo satyryczne „Simplicissimus” pakt w Rapallo skomentowało celnym obrazkiem na stronie tytułowej: z grobu wychodzą dziarsko dwa narody, symbolizowane przez niemieckiego robotnika i ruskiego mużyka. Pozbawiona prawa do rozwoju broni pancernej i lotnictwa Reichswehra uzyskała dostęp do rosyjskich poligonów, gdzie doświadczenie na sowieckich czołgach zbierał przyszły mistrz blitzkriegu, generał Guderian, a na sowieckich samolotach późniejsze asy Luftwaffe. Tak, oba narody wylazły z grobu, ale nie jako zmartwychstańcy, lecz jako potworne żywe trupy.

Marzenie Niemiec 

Po traktacie, a raczej jego tajnej części dotyczącej zbrojeń, przyszły kolejne jego przedłużenia: w 1926 r. oraz w latach 1931 i 1933, a więc już po dojściu do władzy narodowo-socjalistycznej partii Hitlera. Całe te 10 lat zarówno Republika Weimarska, jak i Sowiety prowadziły z II Rzeczpospolitą bezlitosną wojnę, Niemcy celną, Moskwa dywersyjną. W odróżnieniu od Zachodu omamionego mirażem gigantycznego rosyjskiego rynku, oskarżany często o nieracjonalną rusofobię marszałek Piłsudski od początku przeniknął niezrozumiały dla zachodnich mężyków stanu manewr dwóch naszych największych wrogów. Na posiedzeniu Rady Gabinetowej 5 czerwca 1922 r. zauważył:

"Traktat w Rapallo powinien był zerwać resztę łusek z oczu – porozumienie rosyjsko-niemieckie zaszło tak daleko, że jest nie tylko faktem dokonanym, wspartym na doskonałej znajomości interesów obu stron, ale co więcej faktem nie do odrobienia”. 

A znając dobrze z czasów legionowych mentalność niemiecką, ostrzegał: „Ja nikomu prawie nie ufam, a cóż dopiero Niemcom! Marzeniem Niemiec jest doprowadzenie do kooperacji z Rosją. Dojście do takiej kooperacji byłoby naszą zgubą. Do tego dopuścić nie można. Mimo ogromnych różnic w systemach i kulturze Niemiec i Rosji, trzeba stale pilnować tej sprawy. Na świecie powstały już dziwaczniejsze sojusze. Jak przeciwdziałać? Gra będzie trudna przy paraliżu woli i krótkowzroczności Zachodu”. 

Bizantynizm i pruski duch

Dziś ze zgrozą zadajemy sobie pytanie: dlaczego nasi zachodni sojusznicy, nie wyłączając tego największego, Stanów Zjednoczonych, nie chcą zrozumieć, że dopuszczenie do kolejnego strategicznego sojuszu Rosji i Niemiec kosztem całej wschodniej flanki NATO prowadzi wprost do ożywienia skrajnie szowinistycznych i imperialistycznych tendencji w obu tych krajach? Omawiając teorię cywilizacji prof. Feliksa Konecznego, badacz jego myśli z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, dr Paweł Szuppe zauważa:

„Całe życie kulturalne Niemiec opiera się na bizantyńskim ustroju społecznym. (…) Protestantyzm jest zależny od państwa, stanowiąc zorganizowany czynnik życia zbiorowego. Jego następstwami w historii narodu niemieckiego są: przyznanie niezawisłości politycznej stanom Rzeszy i związane z tym prawo prowadzenia polityki zagranicznej bez oglądania się na cesarstwo; nadanie rządom władzy nad sumieniami obywateli; wzmocnienie bizantynizmu; mechanizacja społeczeństwa; uwolnienie państwa od moralności; wprowadzenie absolutyzmu i wszechwładza państwa; powstanie etyki »autonomicznej«, czyli areligijnej; indyferentyzm religijny; neopoganizm. Wskutek długiej dominacji bizantynizmu Niemcy tracą zrozumienie nurtów prowadzących ku różnicowaniu. Uniwersalizm niemiecki to bezwzględne zapanowanie pruskiego stylu we wszystkich dziedzinach życia. Celem patriotyzmu niemieckiego staje się uczynienie z Niemiec rozszerzonego państwa pruskiego, opartego na przemocy, rabunku, ustawicznym deptaniu praw boskich i ludzkich”. 

W świetle ostatnich brutalnych ataków na interesy polskie dokonywanych pod przykrywką UE przez państwo niemieckie w sojuszu z Rosją musimy sobie zadać proste pytanie: po co nam taki „sojusznik”? I drugie − w kontekście jednego z najświętszych polskich tekstów, który kilka lat przed podpisaniem paktu w Rapallo był rozważany jako możliwy hymn odrodzonej Polski − czy nadal są dla nas aktualne słowa „Roty”: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”?

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach