Gdy groziła mu katastrofa finansów, sięgnął po środki z otwartych funduszy emerytalnych, odkrywając w sobie socjaldemokratę. Tak naprawdę zawsze rządził w imieniu i dla dobra kompradorskich elit III RP. A te żyły z wielkiej wyprzedaży majątku narodowego. W kluczowych dla przyszłości Polski dekadach niegdysiejszy lider Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a następnie Platformy Obywatelskiej i Koalicji Obywatelskiej, zawsze żądał „wolnorynkowej bezwzględności”, która służyła wyłącznie zagranicznemu kapitałowi. Bo prawdziwy Tusk to ten, który ponad dekadę temu mówił: „Najwyższy czas zerwać z doktryną, że LOT to jest firma, którą należy ratować za wszelką cenę, niezależnie od realiów, tylko dlatego, że nazywa się LOT i ma piękną tradycję”. I tylko ten Tusk jest prawdziwy, reszta to przedwyborcze maski.
Tusk, LOT i polski kapitał
Donald Tusk zapowiedział repolonizację gospodarki i obwieścił, że kapitał ma narodowość: „koniec naiwnej globalizacji”. Można by wziąć jego słowa za dobrą monetę i zawołać językiem Biblii: „W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”. Problem w tym, że Tusk od dekad cynicznie rozgrywa tego rodzaju karty.