Jak napisał Adam Szostkiewicz z „Polityki”, minister Marcin Kierwiński był w czasie wiadomej uroczystości trzeźwy jak świnia: „Minister zaprzecza, podaje zerowy wynik badania alkomatem, któremu poddał się z własnej woli (...). Mamy słowo ministra i wynik testu na obecność alkoholu w jego krwiobiegu przeciw wyrokowi wydanemu na Kierwińskiego przez jego pisowskich rywali w wyborach europejskich. Póki wynik nie zostanie podważony, należy wierzyć ministrowi”.
Skoro należy, to wierzymy! A swoją drogą żyjemy w czasach, w których polityk – jeśli się upije, czyli popełni drobny błąd – może skończyć karierę. Ale jeśli udowodni mu się działalność na rzecz wrogich stolic przeciwko własnemu krajowi, to może wygrać wybory.
A że to zdrada ojczyzny, za którą grozi 10 lat? To martwy paragraf. Ważne, że narażając kraj na utratę niepodległości, działał na trzeźwo i nie zataczał się! Że kazał stosować prowokacje, bić i gazować rolników? Nic strasznego, byle się dobrze prezentował. Współcześni mieszczanie będą patrzeć z szacunkiem, jeśli ma drogi garnitur i mówi gładkie słówka.