Warto się jednak zastanowić, dlaczego tego nie zrobił. Być może cała akcja jest obliczona na powtórkę sytuacji z 2014 r., kiedy to do redakcji tygodnika „Wprost” weszli funkcjonariusze ABW, by odebrać taśmy z nagraniami rozmów m.in. biznesmenów i polityków PO. Tyle że te dwie sprawy diametralnie się różnią. W tym, co publikuje „GW”, nie ma żadnych dowodów na przestępstwo, natomiast na nagraniach, których stenogramy ujawnił tygodnik „Wprost” – jak najbardziej. Poza tym do siedziby „GW” nie przyjdą służby specjalne, których tak ochoczo używano za rządów koalicji PO-PSL. Gra taśmami, którą właśnie toczą „GW” i jej szeroko rozumiane środowisko, jest z góry skazana na porażkę: zarejestrowane rozmowy jasno pokazują, że ich uczestnicy działali zgodnie z prawem. Zaklinanie rzeczywistości i próby wmawiania, że było inaczej, jest z góry skazane na porażkę.
Trwa gra taśmami
Śledczy nie mają taśm, których stenogramy publikuje „Gazeta Wyborcza”. Pełnomocnik austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera Roman Giertych nie załączył ich do pisemnego zawiadomienia, które złożył w prokuraturze. Dlaczego? Nie wiadomo, pan mecenas nie chce odpowiedzieć na to pytanie.