PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

To będzie arcyciekawy rok

Stary rok był pasmem wielkich sukcesów wyborczych PiS i lekkich niepowodzeń, wliczając w to dotychczas największy kryzys wizerunkowy. Z kolei Koalicja Obywatelska nie miała tak wiele szczęścia i na własne życzenie wpędziła się w olbrzymie kłopoty. Wątpliwe, by obraz nędzy i rozpaczy w partii zmieniła nawet wymiana przewodniczącego PO.

Niemal 365 dni trwała dotychczasowa kampania wyborcza. A politycy będą mogli odetchnąć dopiero po elekcji prezydenckiej w maju. Jeden z najintensywniejszych okresów wyborczych przejdzie do historii jako podwójne zwycięstwo PiS – zarówno w eurowyborach, jak i w wyborach do polskiego parlamentu. Jeszcze żadna partia w historii III RP nie sprawowała władzy samodzielnie dwukrotnie z rzędu. Ekipie Jarosława Kaczyńskiego ta sztuka się udała, chociaż jeszcze w 2014 r. scenariusz wygranych bitew z ogromną przewagą nad rządowym molochem, jakim była PO, wydawał się absolutnie nieprawdopodobny. PiS przełamało impas, zmobilizowało wyborców, a punktem zwrotnym w dziejach tej formacji był niewątpliwie sukces Andrzeja Dudy i pokonanie Bronisława Komorowskiego w 2015 r. Bez tego nie byłoby późniejszych wygranych Zjednoczonej Prawicy.

Zwycięski dublet PiS

W maju i w październiku 2019 r. PiS odniosło kolejne sukcesy. Najpierw, de facto na boisku rywala, ograło Koalicję Europejską i zgarnęło najwięcej mandatów do PE. Ponad 45 proc. poparcia, 26 europosłów, czyli aż o 7 więcej niż podczas poprzedniej kampanii z 2014 r. Co prawda nadal szwankowało poparcie w wielkich miastach i na tym polu niewiele się zmieniło od wyborów samorządowych, ale PiS konsekwentnie przejmowało kolejne wysepki na mapie politycznej Polski faworytom w głosowaniu do europarlamentu.

Swoją drogą, to niezwykle ciekawe, że partia, która rzekomo zamierza wyprowadzić Polskę z Unii – jak głoszą Donald Tusk i przedstawiciele opozycji – w największym stopniu zmobilizowała wyborców i doprowadziła do ponad 45 proc. frekwencji.

Koalicja Europejska po tamtych wyborach z miejsca się posypała – każdy lider miał własne aspiracje. Najpierw z tonącego okrętu uciekł Władysław Kosiniak-Kamysz, który podjął się straceńczej misji – na pierwszy rzut oka – odbudowy PSL przy udziale Pawła Kukiza. Następnie tenorzy na Lewicy odłączyli się od Grzegorza Schetyny i po wielu dyskusjach w końcu się zjednoczyli. Prysł urok „polskiego Macrona”, czyli Roberta Biedronia. Były prezydent Słupska mimo medialnej pompy, niemal codziennych wizyt w studiach telewizyjnych i radiowych uzyskał wynik znacznie poniżej oczekiwań. Dlatego też Wiosna, żeby w ogóle cokolwiek znaczyć w Sejmie, weszła w koalicję z SLD i Razem. A jeszcze niedawno niektórzy polityczni prorocy wieszczyli prezydenturę Biedroniowi. Platformie Obywatelskiej pozostały resztki z Nowoczesnej i Zieloni.

Widmo losu Unii Wolności nad PO

Trend został scementowany jesienią, chociaż Grzegorz Schetyna jedną rzecz w mijającej kadencji zrobił dobrze. Uzgodnił wspólne listy opozycji do Senatu, dzięki czemu PiS kompletnie odpuściło rywalizację ze znanymi nazwiskami w okręgach jednomandatowych, licząc zapewne na to, że skoro zdecydowana większość postawi krzyżyk przy nazwiskach kandydatów Zjednoczonej Prawicy do Sejmu, to dlaczego nie do izby wyższej.

Brak strategii w kampanii senackiej doprowadził do nieoczekiwanego przejęcia większości w Senacie przez opozycję. Tomasz Grodzki stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy PO, gdy otrzymał stanowisko marszałka Senatu. Zjednoczona Prawica utrzymała jednak władzę, zdobywając ponad 45 proc. głosów i w rezultacie 235 mandatów w Sejmie. Ale bez silnego wsparcia koalicjantów w osobach Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry nie można by było rządzić, a to nigdy nie jest komfortowe dla hegemona w układzie rządzącym.

PiS mogłoby mieć też problem z odgryzającą się na prawicy Konfederacją, tymczasem formacja ta nie wychodzi z żadną sensowną inicjatywą, a na pierwszy plan wysuwają się w niej podziały.

Koalicja Obywatelska będzie próbowała ratować skórę wyborem przewodniczącego PO, ale znaczące jest milczenie Schetyny, który jeszcze nie zgłosił swojej kandydatury. Joanna Mucha, Bartosz Arłukowicz, Borys Budka i Bogdan Zdrojewski chcą odbudować siłę Platformy, choć na dobrą sprawę nadciągająca porażka w wyborach prezydenckich pozbawi wybór aktywu partii jakiegokolwiek znaczenia. Być może PO będzie zmuszona do głębokiej transformacji, by nie skończyć jak Unia Wolności w III RP. Nadal nie ma w szeregach największej partii opozycyjnej jakiejkolwiek długofalowej wizji państwa, poza „de-PiS-yzacją”, powsadzaniem do więzień i postawieniem przed trybunałami politycznych wrogów, odbiciem mediów publicznych i „pozostawieniem tego, co obiecane”. Trochę mało, jak na poważną rywalizację z ekstrasumami na 13. i 14. emeryturę, 500+, wyprawką, zerowym PIT em dla młodych czy pokaźnymi ulgami w składkach ZUS dla przedsiębiorców.

Główne zadania: reelekcja Dudy i sądy

Kiedyś Tusk mawiał, że jego polityczne otoczenie nie ma z kim przegrać. Dokładnie takie samo wrażenie sprawia PiS. Jarosław Kaczyński może oddać w końcu władzę wyłącznie na własne życzenie. Jego siła jest znacząca nie tylko z racji liczby szabel w Sejmie, ale ze względu na słabość i kryzys tożsamościowy opozycji.

Z pewnością w 2019 r. nie pomagała partii rządzącej potężna zawierucha wokół Mariana Banasia. Część prawicowego elektoratu krytykowała też PiS za nominacje dla Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na sędziów Trybunału Konstytucyjnego, choć zapowiedzi obozu rządzącego wokół tego organu – chodziło o odpolitycznienie trybunału kierowanego przez Andrzeja Rzeplińskiego – były zgoła odmienne.

Te wszystkie małe i większe kryzysy wizerunkowe stracą na sile, jeśli Andrzej Duda zapewni sobie reelekcję. Gdy widzimy skutki prekampanii PO, mało kto będzie zdziwiony zakończeniem rywalizacji już na I turze. Duda może utrudnić sobie życie, idąc w ślady Bronisława Komorowskiego, czyli popełniając gafy na ostatniej prostej kampanii w połączeniu z fatalnym przygotowaniem do debat w formacie „jeden na jeden”. Trudno przypuszczać, by coś takiego się zdarzyło miejsce, a dodatkowym atutem dla głowy państwa jest przekonanie niemal 60 proc. respondentów, że to on wygra wybory prezydenckie. W powodzenie misji Kidawy-Błońskiej wierzy zaledwie ponad 10 proc. pytanych przez IBRiS. Wniosek jest prosty: zaledwie co trzeci pytany potencjalny zwolennik Koalicji Obywatelskiej jest zmobilizowany i pójdzie zagłosować z pełną wiarą w kandydatkę.

Kolejnym wyzwaniem dla obozu władzy na 2020 r. jest reforma sądownictwa. Do tej pory PiS gruntownie niczego nie zmieniło na tym polu, poza częściową wymianą kadr. Statystyki jasno pokazują, że procesy nie toczą się szybciej, a opinia publiczna jest bombardowana ciągłymi nowelizacjami ustaw. Pytanie, czy opozycji uda się uchwycić ostatniej deski ratunku i przekonać wyborców do tezy o zagrożonej demokracji i zawłaszczeniu sądów. Opinia Polaków o kondycji polskiego wymiaru sprawiedliwości jest tak fatalna, że nawet jeśli narracja KO okazałaby się prawdziwa, mało kto uroni łzę nad losem uciemiężonych sędziów.

Widać, że rok 2020 będzie ekscytujący. Czy przyniesie kolejny sukces wyborczy PiS? Jak będzie funkcjonowała PO po szóstej klęsce z rzędu? Czy Lewica pójdzie drogą postkomunistycznych towarzyszy i skupi się tylko na sprawach obyczajowych, czy może odnajdzie klucz do wrażliwości społecznej i zdetronizuje KO na pozycji lidera opozycji? Czekamy z niecierpliwością na kluczowe wydarzenia w 2020 roku. Będzie się działo.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Grzegorz Wszołek