Pani prezydent, niegdyś minister spraw zagranicznych Saakaszwilego, zdradziła go i zyskała nominację dzięki wsparciu jego wrogów, ale od roku emancypuje się, usiłując przestawić ponownie kurs polityki gruzińskiej na integrację z Zachodem. Po jej ostatnich podróżach do Brukseli, gdzie lobbowała za przyznaniem Gruzji statusu kandydata do UE, rządzący zarzucili jej, że narusza kompetencje MSZ, i rozpoczęli impeachment na podstawie orzeczenia obsadzonego przez „swoich” Sądu Najwyższego. Ale nie wyszło.
Nam to pokazuje, jak wielką, by nie rzec decydującą rolę może odegrać polski prezydent w paraliżowaniu szkodliwych czy wręcz zabójczych dla kraju zamysłów zmieniania dotychczasowych priorytetów, zwłaszcza że w odróżnieniu od koleżanki z Gruzji ma wsparcie potężnej partii patriotycznej.