Kiedyś syjoniści wedle tow. Gomułki szkodzili interesom Polski Ludowej, więc uznanych za takowych wyrzucano do Izraela, a tow. Jaruzelski szczególnie się na tym polu odznaczył, tępiąc syjonistów ukrytych w szeregach Ludowego Wojska Polskiego. Spędzani na masówki potępiające owych łotrów skołowani partyjną propagandą ludzie przynosili transparenty wysyłając syjonistów to do Syjonu, to do Syjamu. Ale Azerbejdżan?!
A jednak! Wykryło ich tam czujne oko nie byle kogo, a samego dowódcy Wojsk Lądowych Iranu, ulubieńca ajatollaha Chamenei, generała Kioumarsa Heydari. W oficjalnym oświadczeniu oskarżył on Baku, że w niedawnej wojnie o wyzwolenie terenów azerbejdżańskiego Karabachu okupowanych przez 30 lat przez Armenię, armię Azerbejdżanu wspierały „przybyłe z Syrii oddziały syjonistycznej organizacji terrorystycznej IGIL”. To kolejny etap wciąż się zaostrzającej kampanii propagandowej Iranu przeciw Azerbejdżanowi, rozpętanej rzekomo w obronie uciśnionej Armenii.
Roi się tu od paradoksów – wspomniana przez generała „syjonistyczna” organizacja IGIL to w rzeczywistości Islamskie Państwo Iraku i Lewantu działające na Bliskim Wschodzie, a skrajnie islamistyczny Iran nagle wziął się za obronę Armenii, która wszak usiłowała wcisnąć światu, że wojna Azerbejdżanu o odbicie własnego terytorium okupowanego wbrew 4 rezolucjom Rady Bezpieczeństwa ONZ jest w istocie wojną agresywnego islamu z odwiecznym chrześcijaństwem. Żeby było śmieszniej, Karabach na wiele stuleci przed pojawieniem się na Kaukazie Ormian był sercem jednego z pierwszych na świecie państw chrześcijańskich, Albanii Kaukaskiej, której starożytny kościół przetrwał do XIX w. mimo islamskich podbojów, gdy zlikwidowany został przez rosyjskiego cara… na żądanie Ormian! Przejęli oni główne świątynie albańskie właśnie w Karabachu, przerabiając je na własną modłę i przedstawiając jako dowód na odwieczną obecność żywiołu armeńskiego w regionie.
Nawiasem mówiąc, rdzenna ludność albańska nie uznała tej uzurpacji i jej potomkowie, Udini, dziś w niepodległym Azerbejdżanie nie tylko cieszą się pełną autonomią, ale i wsparciem w odbudowie zabytkowych cerkwi i struktury kościoła ze strony państwa, w którym 97% ludności deklaruje się jako muzułmanie. Tymczasem chrześcijańska ponoć Armenia po utracie jako patrona Rosji, znalazła sobie sojusznika w rządzonym przez fanatycznych ajatollahów Iranie.
O co w tej łamigłówce chodzi naprawdę? „Obrona” Armenii jest oczywiście tylko pretekstem, bo Iran jest poważnie zaniepokojony wzrostem znaczenia Azerbejdżanu w regionie kaukaskim, gdzie wpływy Rosji gwałtownie się kurczą. Państwa bandyckie lubią się wspierać, więc jakoś nie dziwi, że to drony irańskiej produkcji używane są przez armię rosyjską do niszczenia ukraińskich miast i wsi. Iran demonstracyjnie informuje o przyspieszeniu prac nad stworzeniem własnej broni jądrowej i grozi wojną Azerbejdżanowi, który cieszy się poparciem nie tylko pobratymczej Turcji, ale i Izraela. Stąd się zapewne wzięli owi „syjoniści” w wypowiedzi irańskiego generała.
W tym kontekście ciekawa jest deklaracja izraelskiego ministra obrony sprzed dwóch dni, że Iran stara się zagrozić Izraelowi na wielu frontach, powiększając swoje siły w Libanie i sektorze Gazy, rozmieszczając bojówki w Syrii i Iraku, wspierając swoich zwolenników w Jemenie. Na pytanie dziennikarza „Yediot Aharonot”, czy Izrael jest gotowy podjąć działania wojenne przeciw Iranowi, minister Benny Gantz odparł krótko: „Tak!”.