Polityka ma wiele wspólnego z teatrem. To, co się wydarza w ramach spektaklu ma zawsze wiele warstw. By zrozumieć sensy trzeba czasem dokonać wysiłku interpretacyjnego, a niekiedy jeszcze zgłębić kulisy powstawania przedstawienia.
Kim jest reżyser i czemu nadał taki, a nie inny wymiar inscenizacyjny tekstowi? Jaka symbolika kryje się za scenografią, kostiumami i muzyką? A wreszcie – co znaczą tak naprawdę słowa wypowiadane przez aktora? Słynne „być, albo nie być” można zagrać na dziesiątki sposobów, a każda interpretacja, każdy ton, nada inny sens tym samym słowom.
Podobnie jest z polityką – stanowi ona z jednej strony spektakl, odbierany w warstwie zewnętrznej przez „widownię” – obywateli śledzących doniesienia czy oglądających wiadomości i słuchających wypowiedzi polityków. Ale pod spodem znajdują się treści ukryte, dostrzegane tylko przez wyspecjalizowanych „krytyków”, czy czasem w ogóle nie dostrzegane przez nikogo, gdyż zostały tak zaprojektowane, aby mechanizmy poruszające „scenografią” pozostawały niewidoczne. Ich efekty będzie można zobaczyć dopiero później – w kolejnych aktach światowego, politycznego dramatu, którego najczęściej jesteśmy widzami, a nie kreatorami, Reżyserzy i aktorzy to establishment polityczny, biznesowy, wojskowy, związany ze służbami.
Podobnie rzecz się ma z wielkim spektaklem, szykowanym, reżyserowanym i przedstawianym nam od tygodni przez elity brukselskie, pod przewodnictwem Niemiec i Francji. W owym „przedstawieniu” czynnikiem poruszającym akcję jest prezydentura Trumpa i jego posunięcia na arenie międzynarodowej, w tym te dotyczące obronności – choćby takie, jak logiczne i oczywiste żądanie, by państwa członkowskie NATO wypełniały swoje zobowiązania i przeznaczały odpowiednie kwoty na zbrojenia. Obnażenie słabości europejskich państw NATO (poza Polską, która z nawiązką przez ostatnie lata, za rządów PiS, wypełniała swoje zobowiązania) przyniosło skutek – Unia postanowiła się „zbroić”! I tu zaczął się spektakl, w którym sporą rolę odgrywają gigantyczne sumy, pożyczki, oraz – będąca częścią propagandowo-politycznej gry Tuska prowadzonej na potrzeby wewnętrzne i zewnętrzne – Tarcza Wschód.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie negował konieczności wzmacniania wschodnich granic Unii, budowania odporności wojskowej Polski, czy też kreowania sfery bezpieczeństwa na Bałtyku. Ale ta część „spektaklu” pod tytułem „Tarcza Wschód” to powierzchnia, to warstwa „dla widzów”. Co się kryje za kulisami? Rzeczy fundamentalne – oto Komisja Europejska będzie decydować o wydatkach zbrojeniowych, a na wszystkim skorzysta niemiecki przemysł. Dla Polski, patrząc także historycznie i znając wszystkie procesy geopolityki związanej z naszym położeniem geograficznym, to nie są dobre wiadomości. Niemcy natomiast, owszem, mają z czego być zadowoleni. Będą się zbroić. I to z klaskającą widownią zachodniej Europy…