Nożyce Golicyna
Mnóstwo portali zwracało się do mnie ostatnio o komentarz w sprawie rewelacji Jürgena Rotha na temat spisku smoleńskiego.
Przynajmniej od czasu filmu „Smoleńsk” znam zasadę nożyc Golicyna, na których od lat opierała się propaganda sowiecka, a rosyjska jeszcze ją udoskonaliła.
Jak wiadomo, wspomniana metoda bazuje na kłamstwie założycielskim – to zasada zaprzeczania faktom i trzymanie się wygodnej, choć mało prawdopodobnej wersji początkowej. W wypadku Smoleńska – pijani piloci, naciski, mgła i brzoza… Drugie ramię kłamstwa to mnożenie wersji najbardziej nieprawdopodobnych, obliczonych na dezawuowanie normalnych ludzkich wątpliwości, racjonalnego rozumowania czy społecznego śledztwa. Rozmaici poczciwcy, nierzadko nieświadomi agenci wpływu, powtarzają rozmaite brednie, mające skutecznie kompromitować wszelkie dociekania i teorie spiskowe. O posłuch nietrudno. Miliony ludzi wierzą, że Elvis żyje, a setki ostrzeżonych Żydów nie przyszło 11 września 2001 r. do pracy w wieżowcach WTC, w które tak naprawdę uderzyły zdalnie sterowane atrapy samolotów, prawdziwe zaś maszyny wylądowały gdzieś bezpiecznie, po czym ich pasażerów zlikwidowano. W sprawie Smoleńska też słyszałem wersje, że teren katastrofy był jedynie scenografią, samolot wylądował gdzie indziej, a część ofiar pozostawiono przy życiu. Jakże łatwo jest potem ośmieszać prace zespołu parlamentarnego czy dociekania polskich naukowców.
Z dokumentów BND wyłania się jedna rzecz cokolwiek absurdalna. Sugestia, jakoby polski polityk mógł zlecić jakąś robotę oddziałowi rosyjskich służb specjalnych. W imperium Putina? Gdzie nic nie dzieje się bez wiedzy i przyzwolenia cara? W drugą stronę bardzo proszę! Zaangażowanie polskich bezpieczniaków, a nawet przedstawicieli władzy przez ruską razwiedkę nie stanowiłoby wielkiego problemu.
A tak…? Polaczki zbliżyli się zbyt niebezpiecznie do prawdy, rzućmy im jakiś absurdalny trop! Już parę lat temu rozważaliśmy z kolegami (teoretycznie) możliwość, iż za jakiś czas pojawią się sugestie ze Wschodu, że jeśli nawet był zamach, to był on dziełem samych Polaków, ewentualnie przy współudziale jakichś buntowszczyków, i mimo szczerych wysiłków nie udało się temu zapobiec, a następnie na prośbę polskich władz ukręcono łeb śledztwu. Czyżby była to samospełniająca się przepowiednia?
W każdym razie, jeśli nie mam twardych dowodów, wolę posługiwać się rozumem. W wypadku zbrodni – poszlaki należy opierać na zasadzie korzyści (cui prodest) i możliwości, a jeśli idzie o fantastyczne hipotezy – ufać koncepcji brzytwy Ockhama: nie mnożyć bytów i hipotez ponad potrzebę.
Intuicja podpowiada mi, że prawda nie jest odległa, a wersja Rotha może być kombinacją faktów i osób prawdziwych, tylko niekoniecznie ułożonych w logicznej konfiguracji.