Napisała o tym w mediach społecznościowych prof. Agnieszka Popiela tuż przed wyborem marszałka Senatu: „Masakra. Pan profesor Grodzki kandydatem na marszałka Senatu. Jak moja Mama umierała, to trzeba było dać 500 dolarów za operację. Podobno na czasopisma medyczne. Faktury ani rachunku nie dostałam. Nigdy tego nie zapomnę”. Pan marszałek zareagował, grożąc sądem za powielanie „pomówień”. Powiedział też, że nie pamięta, by miał kontakt z prof. Popielą. Kolejne dni przyniosły zaskakujący zwrot akcji – Radio Szczecin ujawniło prywatny post Grodzkiego, z którego jednoznacznie wynika, że kontaktował się prof. Popielą latem 2016 r., korzystając z komunikatora Messenger. Z kolei portal TVP Info opisał co najmniej dziwną rolę Tomasza Grodzkiego, wówczas szefa klubu radnych PO, podczas głosowań dotyczących powstającego centrum handlowego. Te sprawy pokazują, że marszałek Senatu, przedstawiany wcześniej przez swoich partyjnych kolegów jako człowiek kryształowo czysty, ma skazy na swoim wizerunku. Na tyle głębokie, że wymagają gruntownego wyjaśnienia.
Skaza na Senacie
Sprawa przeszłości marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego nabiera rumieńców. Najpierw na jaw wyszła dziwna wpłata na fundację, w której zasiadał.