Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Ruska propaganda naszym lękiem i bólem

Ta wojna jest inna. Rozgrywa się tuż obok nas, wobec społeczeństwa bliskiego nam historycznie, z którym mamy bardzo częste kontakty. Ale jej odmienność polega przede wszystkim na tym, iż jest dla nas dostępna online. Jej potworność widać w telewizorach, komputerach, smartfonach; by ją oglądać, nie potrzebujemy korespondentów wojennych – na żywo pokazują ją nam jej ofiary.

To z jednej strony potęguje lęk o nasze bezpieczeństwo, z drugiej pozwala lepiej zrozumieć, co dzieje się na Ukrainie, w jaki sposób jej obywatele walczą, jak giną, i usłyszeć, jak proszą o pomoc. To rzecz jasna nie jest pierwszy konflikt, jaki możemy oglądać poprzez prywatne transmisje, lecz pierwszy rozgrywający się tak blisko nas – bezpośrednio nas dotykający. Ten sposób zdobywania informacji silnie łączy z ofiarami. Bo poprzez korzystanie z ich własnych zdjęć czy nagrań w naturalny sposób identyfikujemy się z tymi konkretnymi ludźmi. W tych okolicznościach potężna machina rosyjskiej propagandy – tak pieczołowicie budowana przez całe dziesięciolecia – staje się znacznie mniej skuteczna. Rozproszony przekaz milionów wiadomości czy transmisji w mediach społecznościowych zmniejsza siłę jej oddziaływania, bo przy tym potoku szczerych ludzkich relacji – staje się ona w ogromnej mierze niewiarygodna. Dlatego w ostatnich dniach widać wyraźnie zmianę celów oddziaływania przekazu rodem z Kremla. Pierwszym jest i będzie straszenie wybuchem wojny światowej – a przynajmniej takiej, która może dotknąć również terytorium Polski. Ten przekaz będzie wzmacniany mamieniem, iż jedynie siedzenie cicho, przede wszystkim zablokowanie pomocy wojskowej dla Ukrainy, obłaskawi Putina i pozwoli nam bezpiecznie przetrwać. Drugi to wzbudzanie niechęci do Ukraińców – rozgrywany na różnych płaszczyznach. Od prymitywnej, wręcz żywcem wyjętej z nazistowskiej propagandy, szeptanki mającej na celu odhumanizowanie uchodźców wojennych zza wschodniej granicy, aż po próby uruchomienia emocji środowisk kresowych. Cel numer jeden wydaje się zupełnie oczywisty. Rosjanie przegrywają wojnę. Ukraińcy bronią się nadzwyczajnie i profesjonalnie. Widać, iż obronę swojego państwa przemyśleli bardzo dokładnie i zdołali zaangażować w nią cały swój potencjał. Dziś pierwszoplanowym zadaniem Kremla jest odłączenie wsparcia dla Ukrainy płynącego z Zachodu. To ma się dokonać poprzez odwoływanie się do wyobrażenia o potędze rosyjskiej armii. Taki wizerunek był budowany w polskim społeczeństwie przez dziesięciolecia. Porażki w starciu z Ukraińcami, niekiedy – mimo grozy wojny – dość komiczne, na pewno osłabiają ten mechanizm. Ale mimo to jest on głęboko wdrukowany w głowy Polaków i na pewno nie został zneutralizowany. Dodatkowo każdy człowiek w sposób zupełnie naturalny boi się wojny. Z tego ludzkiego odruchu propaganda rosyjska też będzie czerpać pełnymi garściami. Mamy zatem bać się pomagać Ukrainie, bo mamy bać się gniewu Kremla i kary wymierzonej przez jego wojsko. „Fakty” TVN już kilkanaście dni temu przekonywały, iż dla dobra wszystkich należy oddać Rosjanom część Ukrainy, po historycznej misji premierów do Kijowa cała sfora z prorosyjskiej „Gazety Wyborczej” i mediów niemieckich w Polsce rozpoczęła akcję przedstawiania jej jako akt włączający nas do wojny, gdy tymczasem była ona pełnym determinacji działaniem na rzecz pokoju. Nakierowanym na wyrwanie Zachodu spod presji niemieckiej polityki wspierania Rosji nawet za cenę wolności Ukrainy i życia milionów jej obywateli. Równolegle bez trudu można zaobserwować próbę uruchomienia emocji środowisk kresowych. Jednym napaść na Ukrainę przedstawiana jest jako akt sprawiedliwości m.in. za zbrodnie dokonane na Polakach na Wołyniu. Innym jako szansa na przyłączenie do Polski choćby Lwowa. Próba zaszczepienia w polskiej debacie publicznej tych tematów jest wyjątkową podłością. Wykorzystywanie przez kremlowską dezinformację emocji rodzin kresowych jest obłudne do szpiku kości. Kresy II RP w 1939 roku napadł Związek Sowiecki. To bandyckie państwo pozbawiło mieszkających tam obywateli Rzeczypospolitej opieki ich własnego rządu, przeprowadzono szeroko zakrojoną akcję szczucia na siebie Polaków i Ukraińców, która zaowocowała ludobójstwem. Choć nic nie zmyje win z tamtych straszliwych czasów, to trzeba pamiętać, że gdyby nie sojusz Moskwy i Berlina, do zbrodni na Wołyniu by nie doszło. Tę świadomość muszą mieć w sobie wszyscy, którym prawda historyczna o najnowszych naszych dziejach jest droga. Wojna na Ukrainie jest też naszą wojną. Mamy dziś szczęście, iż rosyjscy barbarzyńscy atakują mieszkańców miast za naszą granicą, ale ten fakt nie upoważnia nas do zamykania się na dotykające ich okrucieństwo. Jeśli przejdziemy do porządku nad ich straszliwym losem, to za chwilę podzielimy ten los.

Zatem każdy, kto chce Polski wolnej i bezpiecznej, musi dziś działać na rzecz zwiększenia potencjału obronnego – zarówno naszego, jak i Ukrainy. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska