Mówiąc (nie)poważnie, gdybym nie wiedział, że oba te fakty są prawdziwe, pomyślałbym, że wyciekł scenariusz do kolejnego odcinka „Ucha prezesa” lub że któryś z młodych reżyserów pozazdrościł fantazji Stanisławowi Barei i zabiera się do kręcenia komedii absurdów.
Jednak nie. Wielokrotnie skompromitowany i skazywany na polityczny niebyt mało lotny gen. Janicki musi być niewątpliwie wielkim wsparciem dla Platformy, bo w Krakowie jego „wstąpienie w szeregi” zapowiadał z poważną miną Tomasz Siemoniak, były minister obrony narodowej. Cóż, chciałoby się powiedzieć, że „wielkie umysły myślą podobnie” ‒ mówiący swego czasu do stołowej lampki Siemoniak wydaje się być doskonałym entourage do wiecznie z siebie zadowolonego Janickiego. Rola tego ostatniego jest jeszcze nieznana, ale można mieć pewność, że w „gabinecie (wiecznych) cieni” może liczyć na stanowisko godne rangi znanego z „taśm prawdy” dwugwiazdkowego generała, szefa BOR, który w momencie katastrofy smoleńskiej błąkał się po straganach wśród przekupek na krakowskim rynku Kleparskim.
A o tym, że w samym gangu tzw. cieniasów trwają roszady, świadczyć może zapowiedź Grzegorza Schetyny. Bywają także rekonstrukcje gabinetu cieni i oczywiście zrobimy to ‒ powiedział przewodniczący Schetyna na antenie Radia RMF FM. I jak się okazuje, jest to rekonstrukcja fundamentalna. Oto Borys Budka będzie kandydował do zarządu krajowego. ‒ Bardzo bym chciał, żeby kontynuował swoją misję wiceprzewodniczącego Platformy ‒ mówił Schetyna. Takie samo stanowisko widzi dla Ewy Kopacz. Cóż, w ramach „gabinetu cieni” Schetyna może zrobić nawet konia senatorem, Janickiego Królem Polinezji, a siebie samego Imperatorem Galaktyki. Szczęśliwie nie ma to najmniejszego znaczenia. I oby jeszcze długo nie miało.