Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Razem, ale osobno. Jedna Paulina Matysiak to ciągle za mało

W przypadku Prawa i Sprawiedliwości oraz partii Razem trudno jest mówić nawet o szorstkiej przyjaźni. Składa się na to wiele przyczyn ideowych, decydujących o głębokich różnicach między tymi formacjami. Ale polityka to nie przysięga małżeńskiej wierności, a PiS i Razem mają spory potencjał do wspólnych działań w sprawach społecznych i cywilizacyjnych. Potrzeba tylko rzetelnego rachunku zysków i strat.

W ostatnich miesiącach Paulina Matysiak wyrosła na najbardziej rozpoznawalną posłankę partii Razem. Jej zdecydowana krytyka poczynań rządu w sprawie Centralnego Portu Komunikacyjnego, dzielna postawa wobec fali hejtu, zdecydowane działania na rzecz ruchu społecznego „Tak dla CPK” zdobyły serca wielu zwolenników prawicy, na których czerwone działa jak płachta na byka. Nie jest to sympatia bezinteresowna, ale nie ma w tym nic dziwnego – polityczne żywioły, pomimo pozoru irracjonalności, często opierają się na nader pragmatycznych racjach. Posłanka formacji współtworząca lewicę nie raz pokazała, że mało ją obchodzą ponure miny Włodzimierza Czarzastego i złośliwości najróżniejszych panów Zembaczyńskich. Jej postawa budzi u wielu pytanie, czy lewica spod znaku Razem mogłaby częściej i lepiej dogadywać się z PiS w sprawach projektów społecznych i cywilizacyjnych. Najkrótsza odpowiedź na to pytanie brzmi: to skomplikowane.

PiS i Razem więcej dzieli niż łączy

Razem i PiS dzieli właściwie wszystko. Partia kojarzona z Adrianem Zandbergiem powstała niemal dekadę temu jako wyraz politycznego buntu przeciw antyspołecznej polityce koalicji PO-PSL i mniej lub bardziej jawnemu neoliberalnemu kursowi postkomunistów. Ale od samych początków była też formacją młodej wielkomiejskiej postinteligencji, w sprawach aborcji, praw osób LGBTQ+ czy związków partnerskich o wiele bardziej na lewo niż do bólu cyniczni „dziadersi” z SLD. Po dojściu PiS do władzy to się jeszcze nie ujawniało z całą siłą. Co najwyżej pryncypialni kaszkieciarze mówili, że jeśli chodzi o socjal, to oni zrobiliby wszystko lepiej, niż robi PiS. Na ogół popierali 500+, ale poza tym odgrażali się niemal codziennie, że tylko oni wiedzą, jak uczynić Polskę prospołecznym rajem. Początkowo też z całą niezłomnością zapewniali, że nigdy z postkomuną nie będą w aliansach. Historia powiedziała im „sprawdzam” i dziś wiemy, że Razem jest niezbyt silną frakcją na lewicy rządzonej przez Włodzimierza Czarzastego. I choć formalnie nie współtworzy rządzącej koalicji, to w sprawach zawieszonej w prawach członka partii Pauliny Matysiak dała lekcję konformizmu, który bardzo spodobał się liberalnym mediom i libkowym koalicjantom.

A jednak to Razem jest w Sejmie najpoważniejszą prospołeczną siłą. Z bodaj najlepiej przemyślanym programem społeczno-gospodarczym spośród wszystkich formacji w parlamencie, tyle że bez tylu szabel co PiS. I bez poparcia klasy ludowej, która wciąż zdecydowanie woli partię Jarosława Kaczyńskiego od pozostałych liczących się na polskiej scenie politycznej ugrupowań. Nie ma nic dziwnego w tym, że Adrian Zandberg i Marcelina Zawisza we wrześniu wsparli swoją obecnością protestujących pod Ministerstwem Infrastruktury pracowników PKP Cargo i Poczty Polskiej. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. 

Politycy i polityczki Razem mają powody do rozczarowania obecnym rządem. Jednak to nie powód, aby bić im brawo. Musieli zdawać sobie sprawę jeszcze przed 15 października 2023 r., że powrót neoliberałów do władzy będzie oznaczał stopniowy powrót do najgorszych praktyk z czasów koalicji PO-PSL. Zandberg co prawda w wyborczy wieczór przed rokiem apelował o słuch społeczny do Donalda Tuska i jego najbliższych współpracowników. Ale było to raczej pobożne życzenie, czy mówiąc bardziej świeckim językiem, milszym brodatemu goszyście – naiwność galopująca jak suchoty u foliarza.  

Razem i PiS – punkty wspólne

I PiS, i Razem nie powinny dziś wybrzydzać. Razem straciło polityczną cnotę, zadając się z SLD, dlatego może z czystym sumieniem przestać udawać również, że nie może podejmować wspólnych projektów z PiS. Może to karkołomne porównanie, ale wniosek z niego jest jeden: wciąż dość młoda lewicowa partia powinna zrozumieć, że w tym Sejmie, a być może również w kolejnych, nie będzie miała lepszego sojusznika w sprawach społecznych niż PiS. Nawet jeśli jest to PiS nie zawsze wewnętrznie zgodny w kwestiach socjalnych, w dużej mierze także dotknięty neoliberalnymi sposobami myślenia o sprawach społeczno-gospodarczych. Nikt przytomny nie powinien mieć wątpliwości – to partia z Nowogrodzkiej, a nie żadna inna formacja, pokazała przez niemal dekadę, że możliwe jest inne myślenie o roli państwa, inne podejście do mniej zamożnych, inne traktowanie Polski B niż strategia partii takich jak Koalicja Obywatelska, Polska 2050 i Konfederacja. 

Czy Razem straci w oczach swoich koalicjantów i liberalnych mediów, jeśli w sprawach społecznych będzie jawnie lepiej się dogadywało z PiS? Tego nie można wykluczyć. Ale Razem nie ma zbyt wiele do stracenia. Coraz lepiej widać przecież, że Donald Tusk w niemal każdej sprawie okpił swoich lewicowych koalicjantów. A każdą spełnioną obietnicę Koalicja Obywatelska sprzedaje jako własny sukces, koalicjantom każąc się rozliczać z tego, co się nie udało. Doskonale to było widać w niedawnym wywiadzie premiera dla „Gazety Wyborczej”, gdy bez mrugnięcia okiem całą odpowiedzialność za aferę w środowisku naukowym zrzucił na ministrów z lewicy. Skoro Razem wciąż wierzy, że inna polityka jest możliwa, jak deklarowało dekadę temu, niech w ramach tej odmienności zaryzykuje skandal. I niemal ostentacyjnie próbuje dogadywać się z PiS w sprawach społecznych, zamiast ścigać karami partyjnymi Paulinę Matysiak. 

Razem musi zdobyć się na odwagę

Choć – szczerze mówiąc – mam pewne wątpliwości, czy tak się stanie. Razem zależy jak każda partia od głosu swoich wyborców. A ci są jednak dość nieliczni i zdecydowanie podatni na przekaz liberalnych mediów w sprawach dotyczących PiS. Albo wciąż żyją niechęcią lub wręcz nienawiścią do PiS z czasów „czarnego protestu”. Pytanie, kiedy także topniejący elektorat lewicy zrozumie, że inflacja i drożyzna to już nie rzekoma sprawka PiS. W końcu nadejdzie taki moment, że straszenie Kaczyńskim przestanie rozpalać wyobraźnię także wielkomiejskiego elektoratu lewicy. Tym razem może wydarzyć się to jeszcze szybciej niż za koalicji PO-PSL. Razem będzie musiało wówczas zdecydować o nowej strategii albo na dobre zostanie małą sejmową kanapą, dzielnie podtrzymującą swój prospołeczny etos w realnym sojuszu z antyspołecznymi siłami politycznymi.  

W tej sprawie niemało zależy również od PiS. Czy widzi możliwość współpracy z politykami Razem nad projektami społecznymi; czy widzi możliwość wspólnego definiowania wyzwań poza bieżącą polityczną grą; czy jest zdolne tak kształtować swój przekaz polityczny, by był czytelny i akceptowany także przez polityków beniaminka polskiej lewicy. Nie chodzi wyłącznie o partyjne rozgrywki i bieżące polityczne gry. W sprawie Poczty Polskiej i PKP Cargo zarówno politycy PiS, jak i Razem pokazali, że mogą stanąć niedaleko od siebie. Także posłanka Paulina Matysiak pokazała, że współpraca między ludźmi różnych partii może przekraczać tylko pozornie niepokonalne różnice.

Bo większość linii demarkacyjnych między Razem a PiS wynika z mocno utrwalonych, typowych dla III RP podziałów metapolitycznych. To nie oznacza, że są nieprzekraczalne. Przeciwnie, ich zanegowanie i zniwelowanie mogłoby być z korzyścią dla niemałej części Polek i Polaków, których coraz mocniej dotykają wyraźny już kryzys społeczno-gospodarczy i coraz bezczelniejsze poczynania ludzi neoliberalnej władzy.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko