Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Przebój „Zielona Ręka” z genialnej płyty „Sowa i Przyjaciele”

Centralne Biuro Antykorupcyjne na zlecenie prokuratury zatrzymało ludzi odpowiedzialnych za prywatyzację chemicznego giganta, zakupionego niegdyś od nas wszystkich przez najbogatszego Polaka Jana Kulczyka. Transakcji dokonał rząd w czasach zawsze stojącej na straży uczciwości i wysokich standardów Platformy Obywatelskiej.

W dniu zatrzymań od polityków tej partii słyszeliśmy, że nie bardzo wiedzą, o jaką sprawę chodzi – tak mówił poseł PO Michał Szczerba. A jeśli już coś tam słyszeli, to – jak Grzegorz Schetyna – dodają, że na pewno chodzi o zlecenie polityczne. Przypomnijmy, o sprawie prywatyzacji Ciech SA opinia publiczna dowiedziała się – jak zresztą o wielu innych krystalicznych interesach rządzącej przez dwie kadencję Polską ekipy – z tak zwanych nagrań Sowy i Przyjaciół. Z pewnością jednym z absolutnych hitów tej listy przebojów była „Zielona Ręka Donalda”. Utwór wykonywał ówczesny prezes Najwyższej Izby Kontroli, a wcześniej minister sprawiedliwości w duecie z doktorem Janem Kulczykiem, wówczas najbogatszym Polakiem. W wielokrotnie powtarzanym w mediach refrenie słyszeliśmy, że Donald dał na prywatyzację Ciech SA „zieloną rękę”, ale – jak to Donald dodał – realizujący transakcję Włodek robi to „na własną rękę”. Kiedy producent hitowego albumu „Sowa i Przyjaciele” pracował jeszcze w zaciszu studia nagrań nad jego wydaniem, a treść przebojów znana była tylko wąskiemu gronu kelnerów, biznesmenów i oficerów prowadzących wszystkich wymienionych wcześniej, „zielona ręka” się ziściła. Doktor Jan zakupił Ciech SA, na co przeznaczył sutą kwotę ok. 600 mln zł. Wielkie pieniądze. Prawie tak wielkie, jakie spółka Ciech SA przyniosła w formie zysku swoim nowym właścicielom dokładnie rok po zakupie. Złoty interes. Tylko że nie dla nas. Bo to trochę jakbyśmy wszyscy jako obywatele byli właścicielami kury, która co roku znosi jedno złote jajko, i postanowilibyśmy sprzedać tę kurę najbogatszemu z nas za cenę... jednego złotego jajka. Ten lipny interes nie był jednak pierwszym, który zrobiliśmy z doktorem Janem. Na początku lat 90. kupiliśmy od doktora bez przetargu 3 tys. samochodów dla Urzędu Ochrony Państwa i policji. Chwilę później sprzedaliśmy doktorowi, a za jego pośrednictwem rządowi Francji, Telekomunikację Polską SA. Po latach dowiedzieliśmy się, że głównym promotorem tej transakcji było dwóch ludzi kojarzonych raczej z inną przestrzenią niż biznes. Prezydenci Francji Jacques Chirac i Polski Aleksander Kwaśniewski mieli, jak wynika z książki Nisztora i Bielakowskiego „Jan Kulczyk. Biografia niezwykła”, przeprowadzić taką oto dyskusję na ten temat: „Mon ami Aleksander, wiemy, jaką wagę przywiązujecie do wejścia do UE. My taką samą wagę przywiązujemy do tego, żeby France Telecom kupił TP SA”. Na co prezydent wszystkich Polaków miał odpowiedzieć:

„Mon ami Jacques, ja też jestem prezydentem dużego państwa, ale moja kohabitacja z premierem Buzkiem zdecydowanie gorzej wypada niż twoja z premierem Jospinem. Porozmawiaj lepiej z panem Janem Kulczykiem. Przypuszczam, że premier Buzek będzie go bardziej słuchał niż mnie”.

Po drodze sprzedaliśmy trochę browarów, potem prawo do wybudowania i zarabiania na jednej z niewielu polskich autostrad, łączących takie mało znaczące ośrodki jak Warszawa i Poznań, a na koniec dołożyliśmy jeszcze Ciech SA – drugiego w Europie producenta sody koniecznej do procesu przemysłowej produkcji szkła. Biznesy tak opłacalne dla nas, że aż trudno ocenić, na którym straciliśmy najwięcej. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że tego typu interesy robiliśmy nie tylko z panem doktorem. Takie biznesy robiliśmy też z różnymi „grubymi Rychami” czy „Zbychami” przez całe 30 lat III RP. Dziś trochę rzadziej – ale jednak ciągle słyszymy starą śpiewkę o tym, że prywatyzacje były koniecznością, bo firmy prywatne działają lepiej niż państwowe. To prawda. Jednak nikt nigdy nie powiedział, że należy je sprzedawać za ułamek wartości, bo taka sprzedaż to zwykłe oszustwo. W wolnych i demokratycznych państwach obywatele po to zatrudniają polityków, aby ci, w naszym imieniu siadając do stołu negocjacyjnego z jednym czy drugim doktorem, pilnowali właśnie tej wartości. Naszych pieniędzy. Przez całe lata medialny salon III RP wmawiał nam, że lepiej lub gorzej, ale politycy właśnie to robią. Pracują dla nas, na nasze zlecenie i w naszym interesie. Dziś, jak widać w tej i innych sprawach, o których opowiada genialny album „Sowa i Przyjaciele”, wiemy, że salon kłamał. Bo było dokładnie odwrotnie.
 

 



Źródło:

#korupcja #Sowa i Przyjaciele #Centralne Biuro Antykorupcyjne #Jan Kulczyk

Michał Rachoń