Wielu zdumiewa się dziś łatwością, z jaką kłamstwo oficjalnej propagandy opanowało umysły współczesnych Rosjan. Jak bezkrytycznie przyjęli odwrócenie znaczeń, wedle którego agresja na sąsiedni kraj, pragnący jedynie prawa do samostanowienia, miała być pokojową operacją w obronie narodowych interesów Rosji. Na tej samej zasadzie wmówiono im, że brutalna dyktatura Putina jest demokratycznym wyborem Rosji, podczas gdy reszta świata składa się ze zwolenników nazizmu, reprezentowanych przez marionetkowe rządy idące na pasku imperializmu amerykańskiego. Wystarczyło tylko odświeżyć stare schematy wbijane od blisko wieku, od czasu powstania ZSRS. Sęk w tym, że problem totalnej manipulacji dotyczy nie tylko świata postsowieckiego, pranie mózgów odbywa się z różnym skutkiem prawie wszędzie. Co można powiedzieć o stanie umysłów mieszkańców Europy Zachodniej, jeśli według sondaży na czoło najważniejszych zagadnień współczesnego świata wysuwają efekt cieplarniany, ochronę praw mniejszości i promocję gender? Ostatnio coraz trudniej oglądać mi filmy Netflixa. Im nowsza produkcja, tym większy w niej napór poprawności politycznej. Dla nielicznych białych i heteroseksualnych rezerwuje się role czarnych charakterów. Wskazane jest, jeśli pojawiają się osoby niepełnosprawne. Czasem, aby być w zgodzie z zaleceniami, można cechy łączyć. Widziałem film, w którym bohaterka jest lesbijką na wózku inwalidzkim. Czy ktoś to narzuca, czy twórcy rozliczani są z nasycenia pożądanymi treściami? I co na to rynek? Czy widzowie naprawdę domagają się bzdetów o czarnoskórej Annie Boleyn, a ideałem detektywa jest Żyd-pederasta? Tu przypomina mi się opowieść jednego z pisarzy, opowiadającego mi o Tuwimie, który w czasach stalinowskich żalił mu się w sekrecie, że musi chyba być z nim coś nie w porządku, bo dookoła wszyscy bez oporów zachwycają się nowym ustrojem, a on ciągle nie może się przekonać...