Comebacki nie bywają w polityce szczególnie częste, ale się zdarzają. W USA mamy Trumpa na bis, a u nas odgrzewanego „Bonżura”, czyli Rafalalę, oraz „Powrót człowieka zwanego Koniem”. Już się wydawało, że mecenas nie wychyli więcej nosa ze swej daczy w Toskanii, a tu proszę. Wygrane wybory, immunitet ochronny, zarzuty zniknęły i osobnik ścigany przez wymiar sprawiedliwości stał się naraz głównym ścigającym w jego imieniu. Powtórka w wykonaniu Rafała T. jest może mniej widowiskowa. Kogóż nie zadziwia cudowna przemiana protektora LGBT i diety robaczanej w żarliwego katolika i gastronomicznego patriotę? Czy kandydatowi, którego można by nazywać ostatnią nadzieją tęczowych, uda się taka metamorfoza? Aż dziw bierze, że nikt nie próbuje pytać kandydata o jego dokonania z czasów władania Warszawą. Ile linii metra wybudował, ile ulic rozkopał, ile miejsc parkingowych zlikwidował, ile pachołków postawił? Jak się skończyły wszystkie afery reprywatyzacyjne, kto w nich tylko oszukiwał, kto kradł ludzkie mienie, kto zabijał…? I kto to wszystko krył? W każdym razie cała Polska powinna się dowiedzieć, że to, czego doświadczyli warszawiacy, czeka pozostałych mieszkańców kraju. Na razie można mówić o sukcesach w zakresie muzealnictwa. Wszystkie bije na głowę muzeum etnograficzne, walczące ze stereotypem polskiej niewinności imperialnej. To prawda – pokazuje: nie mieliśmy kolonii, nie mieliśmy przecież nawet niepodległości, ale gdybyśmy mieli – Kamerun, Madagaskar… bylibyśmy takimi samymi imperialistami jak Brytole czy Francuzi, tylko gorszymi. Nieważne, że Ameryka, w której wielkie obalanie się zaczęło, właśnie trzeźwieje i na nowo ustawia monumenty Ojców Założycieli, a nawet konfederatów. My zdołamy jeszcze nauczyć „polactwo” pedagogiki wstydu. Niech wnuki pańszczyźnianych burzą pomniki dawnych dziedziców! Więcej takich muzeów, a spełni się proroctwo:
„Druga tura bez Bonżura!”.