Jej zalążki już mamy w postaci zdumiewająco pomyślnych efektów polskiej ofensywy dyplomatycznej, które może jeszcze nie wywróciły stolika europejskiego, ale wyłamały mu przynajmniej lewą nogę, zmuszając do podjęcia sankcji przeciw ukochanemu dotąd Wowie nawet Hiszpanów i Niemców.
Kilka rzeczy, które mogą się stać
Nie wiadomo, jak długo ta korzystna koniunktura się utrzyma, więc trzeba zrobić wszystko, by ją maksymalnie wykorzystać dla dobra Polski. Jako publicysta poważnego czasopisma nie pozwalam sobie tutaj na szerzenie osobistych poglądów mogących uchodzić za ekstremalne lub wręcz awanturnicze: nie pisałem wszak po rosyjskiej napaści na Ukrainę, że NATO powinno natychmiast odwojować okupowane przez Rosję Naddniestrze i przywrócić je Mołdawii, którą należy natychmiast przyjąć do Paktu. Nie nawoływałem też, jak gen. Skrzypczak, do zorganizowania powstania antyłukaszenkowskiego na Białorusi, choć mógłbym dodać, że w sytuacji udziału tego kraju w napaści na Ukrainę naturalne byłoby ogłoszenie przez rząd RP, że wysyła Wojsko Polskie, by objęło opieką 250 tys. (wg oficjalnych danych) Polaków zagrożonych ludobójstwem ze strony białoruskiego dyktatora. Ale przecież nie dodałem, nieprawdaż?
Sprawa myśliwców MiG-29 – których Polska nigdy nie podarowała Ukrainie, bo, jak dowcipnie zauważyli internauci, nasz rząd nie wie, skąd się tam wzięły, a myśliwce takie można wszak kupić w sklepie internetowym – zaniepokoiła niektórych moich prawicowych znajomych, bo „rozsierdzi to Rosjan”. Pretensje zgłaszali do mnie, widocznie w przekonaniu, że to ja mam taki znakomity dostęp do ucha prezesa czy premiera, by sączyć w nie swoje rusofobiczne jady. A ja przecież nigdy nie sugerowałem wyżej wymienionym, by namówili Amerykanów do totalnej blokady morskiej tzw. obwodu kaliningradzkiego i zagłodzenia jego ludności do takiego stopnia, by sama na mocy referendum postanowiła przyłączyć to terytorium pół na pół do
Polski i Litwy, choć mój pokrętny umysł taką wizję rozpatrywał…
Nie wzywałem też naszego rządu, by wzorem Brytyjczyków i Duńczyków zezwolił polskim ochotnikom na walkę w obronie Ukrainy, a potem z dyplomatycznym zdziwieniem stwierdził, że na front wyruszyły ochotniczo ze dwie brygady, choć na zdrowy rozum trudno pojąć, do czego innego miałaby służyć np. Litewsko-Polsko-Ukraińska Brygada z Lublina. Do defilad? No chyba że do tej zwycięskiej na Majdanie Niepodległości w Kijowie! Ale skoro można było w trybie nadzwyczajnym przekabacić tak wredne towarzycho jak Parlament Europejski, by wbrew całej logice swojego dotychczasowego postępowania raptem przyjęło wniosek Ukrainy i uruchomiło procedurę rekrutacyjną do Unii Europejskiej, to dlaczego – o czym dla odmiany pisałem wielokrotnie – nie przyjąć Ukrainy natychmiast do Trójmorza? Wszystko wszak wskazuje, że ten twór organizowany jako stowarzyszenie o celach integracji gospodarczej wskutek sytuacji wojennej przekształca się, Bogu dzięki, także w sojusz militarny, swoiste rozwinięcie Bukareszteńskiej Dziewiątki. To byłby dla Ukrainy pas transmisyjny do NATO, nawet przy niezmiennie negatywnym stosunku Niemiec i Francji.
Zastrachanym symetrystom i realistom politycznym
Warto się nad tym wszystkim poważnie zastanawiać, nie lękając się pomówień o pobrzękiwanie szabelką, bo jak na razie pobrzękują ponuro rosyjskie rakiety o mury ukraińskich miast, więc nie udawajmy, że ta wojna nas nie dotyczy. Drodzy zastrachani gniewem Moskwy, kremlowskie media i tak już nas oskarżają o wywołanie tej wojny na spółkę z USA i nie ma żadnej pewności, czy w razie zwycięstwa nad Ukrainą rosyjskie hordy z dobrego serca zatrzymają się na Bugu. Jak znam Ruskich, a trochę ich znam, to raczej uczynią wręcz odwrotnie, atakując i nas, i kraje bałtyckie.
Boicie się atomówy? To niech Ruscy boją się tej amerykańskiej! Przecież chyba nawet kompletny laik nie sądzi, że straszący nas bronią jądrową Putin może ją uruchomić jednoosobowo poprzez naciśnięcie mitycznego czerwonego guzika? To cała procedura wymagająca udziału co najmniej kilku osób, np. ministra obrony, z którym, jak widzieliśmy, Putin rozmawia na odległość sześciu metrów.
Dlatego też musimy przejąć inicjatywę. Jeśli za „nieodstąpione” przez Polskę Ukrainie myśliwce MiG-29 USA naprawdę dadzą nam w zamian swoje F-16, to świetnie. Ale może nacisnąć na wielkiego sojusznika, by we własnym interesie strategicznym przyspieszył obliczone na lata procedury udostępniania nam kupionych już za grube pieniądze F-35, baterii rakiet Patriot i czołgów Abrams? Bo są potrzebne natychmiast! I skoro zamiast francuskich wcisnęli Australijczykom własne i brytyjskie okręty podwodne, to może by nieodpłatnie wzmocnili naszą na pół zdechłą Marynarkę Wojenną?
Że takie działania są możliwe, wskazuje nagła decyzja rządu Jej Królewskiej Mości o przysłaniu do Polski w trybie natychmiastowym i rozlokowaniu wzdłuż naszej wschodniej granicy całego systemu rakietowej obrony przeciwlotniczej, której zdaniem alarmujących opinię publiczną specjalistów Polska nie posiada w ogóle, bo ta postsowiecka do niczego się już nie nadaje.
Przy tym wszystkim, przy „szczerych” podziękowaniach Polsce ze strony europejskich sojuszników, TSUE wydaje na nasz kraj kolejne wyroki, minister energii Niemiec przyjeżdża do Warszawy, by nas ostrzec, że Republika Federalna nie pozwoli na tworzenie przez Polskę energetyki jądrowej, Komisja Europejska nalicza nam kary za Turów i szykuje nowe sankcje, a nasłana przez nią jakaś tam komisja do spraw praworządności podbechtuje totalną opozycję, czyli wewnętrznych zdrajców i dywersantów.
Nie ma rady, trzeba dobić gada
A co będzie, gdy Rosjanie jednak pójdą po rozum do głowy i kosztem Putina jako kozła ofiarnego spróbują się z Zachodem dogadać? Dlatego właśnie musimy doprowadzić, by agresja na Ukrainę stała się wojną całego Zachodu z barbarią. Nie musimy od razu wprowadzać do boju NATO-wskich oddziałów zbrojnych, ale powinniśmy szykować się do ostatecznego dobicia gada, jeśli zgodnie ze swoją naturą, nawet wbrew instynktowi samozachowawczemu, ukąsi i nas. Bez natychmiastowego wyeliminowania wewnętrznych wrogów polskości nasz kraj nic jednak nie zwojuje. Ani na forum międzynarodowym, ani na przybliżającym się coraz bardziej froncie wojennym.
Ze staropolskim pozdrowieniem: Bayraktar!