Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Polska jest warta namysłu

„Seminaria lucieńskie” pod patronatem prezydenta Lecha Kaczyńskiego wciąż stanowią źródło refleksji nad otaczającą nas rzeczywistością. Bieżące zmagania polityczne wymagają przemyślanej strategii. Tym bardziej że świat coraz szybciej i radykalniej zmienia się na naszych oczach.

„Seminaria lucieńskie 2006–2009”: biała, twarda oprawa, złocone litery, na środku okładki gustowny logotyp z rozpościerającym szeroko gałęzie rozłożystym drzewem o mocnych konarach i bogatym listowiu. Podtytuł książki mówi wszystko: „Referaty wprowadzające do debat, których pomysłodawcą i gospodarzem był Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński”. Przypomnijmy, że w latach 2006–2009 w Lucieniu odbyło się 18 spotkań, seminariów i dyskusji o bardzo szerokiej tematyce. Naprawdę pięknie wydana, licząca dobrych 400 stron lektura, wzbogacona o zdjęcia, została wydana nakładem Kancelarii Prezydenta RP i opatrzona wstępem prezydenta Andrzeja Dudy.


Z dala od zgiełku


Lech Kaczyński był jedną z tych osób o solidarnościowym rodowodzie, które do polityki przyszły ze świata nauki. Jego wysoka kultura umysłowa sprawiała, że traktował idee jako fundament rzeczywistości politycznej, która tylko z pozoru jest dziedziną podporządkowaną skrajnemu pragmatyzmowi. Nie bez powodu w słowie wstępnym do pierwszego wydania „Seminariów” stwierdzał: „Gdy blisko trzy lata temu obejmowałem urząd Prezydenta RP, jednym z pierwszych projektów, jaki postanowiłem zrealizować, był cykl seminariów poświęconych najważniejszym zagadnieniom współczesności. Chodziło o spotkania w spokojnym miejscu, w którym z dala od zgiełku bieżącej polityki będą mogli dyskutować najwybitniejsi intelektualiści, ludzie świata nauki. Wybór padł na Lucień, niewielką miejscowość położoną malowniczo wśród lasów i jezior kilkanaście kilometrów na południe od Płocka. (…) Przez wiele lat moje życie w równym stopniu wypełniała tak polityka, jak i nauka. Dlatego też wydawało mi się oczywiste, iż perspektywa osoby sprawującej najwyższe urzędy w państwie powinna być wzbogacona o wymiar intelektualnej refleksji”.


Uwagę zwraca szeroki przekrój tematyczny seminariów i dobór gości reprezentujących różne ideowe opcje. Pozwolę sobie na krótki przegląd: „Liberalizm, komunitaryzm, konserwatyzm” (Zbigniew Rau, Zbigniew Stawrowski, Ryszard Legutko), „Tożsamość europejska?” (Wojciech Sadurski, Zdzisław Krasnodębski), „Jaka będzie Rosja?” (Andrzej de Lazari, Andrzej Nowak), „Europejskie Niemcy czy niemiecka Europa?” (Dariusz Gawin, Piotr Buras), „Klasyczne źródła współczesnego świata” (Maria Dzielska, Seweryn Blandzi), „IV Rzeczpospolita” (Paweł Śpiewak, Andrzej Zybertowicz), „Czy zmieniła się struktura społeczna?” (Henryk Domański, Barbara Fedyszak-Radziejowska), „Czy PRL była państwem polskim?” (Tadeusz Kowalik, Zdzisław Krasnodębski). Ten dobór tematów (a nie wszystkie zostały wyżej przedstawione) uświadamia nie tylko to, jakie zagadnienia były ważne zarówno dla Lecha Kaczyńskiego, jak i dla jego zaplecza intelektualnego – w znacznej mierze konserwatywnego, ale niepozbawionego społecznej wrażliwości, zdolnego do dyskusji jak równy z równym z przedstawicielami myśli liberalnej, raczej postoświeceniowej niż łacińsko-chrześcijańskiej. Można się zresztą zastanawiać, na ile sam prezydent Kaczyński był postoświeceniowcem zaprzyjaźnionym z konserwatystami.


Elegia na śmierć liberalizmu?


Niemożliwością jest pełna prezentacja kilkusetstronicowego tomu w krótkim felietonie. Zwrócę uwagę na wątek, który daje nam odniesienie do współczesnej sytuacji zachodniego świata. Prof. Zbigniew Rau w wystąpieniu poświęconym doktrynom liberalnym podkreślał ich niezwykle silną pozycję we współczesnym świecie. Jak przekonywał zebranych w Lucieniu, w zasadzie jest ona porównywalna tylko z pozycją chrześcijaństwa w wiekach średnich: „Byłoby dzisiaj niezwykle trudno wyobrazić sobie nurt politycznego myślenia, który wyrastając z bogactwa zachodniej refleksji, byłby w stanie zaprezentować popularną, a jednocześnie radykalną alternatywę wobec liberalizmu”. Za najistotniejsze cechy składowe liberalnego uniwersum Rau uznał indywidualizm (pierwszeństwo jednostki przed zbiorowością), formalny egalitaryzm (ludzie są równi wobec prawa, na mocy woli boskiej lub z natury), uniwersalizm („jedność natury ludzkiej zarówno w jej moralnym, jak i racjonalnym wymiarze”), wiarę w postęp na poziomie jednostkowym, społecznym, ekonomicznym.


Blisko dekadę później ta perspektywa nie wydaje się już tak oczywista. Kryzys liberalizmu jako teorii i praktyki, na których ufundowano współczesne zachodnie demokracje, jest faktem. Wzrastająca autonomia mechanizmów rynkowych, doktrynalnie czerpiąca z XX-wiecznego neoliberalizmu, coraz poważniej narusza dotychczasowy konsensus społeczno-polityczny. To nieźle już opisany paradoks: demokratyczne wybory i liberalne prawa stają się fasadą. Już po upadku żelaznej kurtyny kontrola nad polityczno-ekonomiczną rzeczywistością zaczęła się coraz bardziej wymykać z rąk społeczeństw Zachodu. Wielkie struktury polityczne w coraz większym stopniu są uzależnione od oligarchii, krezusi współczesnego świata nie rozmawiają z politykami na oczach społeczeństw, ale w dobrze strzeżonych i niedostępnych dla intruzów salonach. Opinia publiczna nie zajrzy tam zwykle przez żadne okno.


Skorumpowany jak liberał?


Naszkicowany wyżej problem lapidarnie opisał niemiecki hierarcha katolicki, arcybiskup Reinhard Marx: „Kto cierpi materialną nędzę, tego niewiele obchodzą zarówno polityczne prawa wolnościowe, jak i wolność prasy, poglądów czy demonstracji. Tę rzeczywistość, niestety, w trakcie dziejów wielu liberałów gospodarczych aż nadto często lekceważyło”. Nawet jeśli uznamy tę wypowiedź za zbyt ogólną, to kryje ona w sobie głęboką prawdę: widzimy zarówno na Starym Kontynencie, jak i w Stanach Zjednoczonych, że coraz znaczniejsza liczba obywateli i obywatelek odwraca się od starego establishmentu politycznego, z coraz większą nieufnością odnosi się do liberalnych praw i instytucji. Przypomina to w niemałym stopniu sytuację z czasów wschodnioeuropejskiej transformacji, z lat 90. XX w.: w Rosji postsowieckiej w większym stopniu niż gdzie indziej liberał stał się synonimem złodzieja. W Polsce z kolei mówiono o złodziejskiej prywatyzacji – w staro-nowych elitach budziło to albo gniew, albo politowanie, ale problem był i jest głęboki: społeczeństwa, które dotyka kryzys, boleśnie doświadczają, że liberalnymi prawami i wartościami mogą się cieszyć przede wszystkim beneficjenci przemian albo uprzywilejowane środowiska kontrolujące rzeczywistość.


Świat zachodni, którego jesteśmy częścią na dobre i złe, będzie musiał znaleźć nową równowagę społeczną, inaczej ulegnie rozbiciu albo zamieni się we własną parodię. Nie da się tego zrobić na podstawie jedynie doktryn liberalnych. Nic też dziwnego, że „Seminaria lucieńskie” poświęcone koncepcjom społeczno-politycznym były poszerzone o dyskusję nad komunitaryzmem i konserwatyzmem. Świat podporządkowany tylko jednej ideologii, tylko jednej doktrynie robi się niebezpiecznie jednowymiarowy.


Prezydent Kaczyński chciał, żeby Polska była krajem pogłębionej refleksji nie tylko o naszej własnej przyszłości, ale także o losach kontynentu i świata. Jeśli pragniemy kultywować jego pamięć, sięgnijmy po „Seminaria lucieńskie”.

 



#Seminaria lucieńskie #Lech Kaczyński #Lucień

Krzysztof Wołodźko