Po meczu z Senegalem nastroje polskich kibiców mocno siadły. Bardziej niż na wyjście z grupy czekaliśmy na mecz o wszystko i walkę o honor. Teraz nie czekamy już chyba na nic, Japończycy grają bardzo dobrze i zapewne nic nie stanie im na przeszkodzie również w czwartek. Czy słaby wynik na mundialu przełoży się na szersze nastroje społeczne? Specjaliści od pedagogiki wstydu nie będą na pewno marnować okazji. Koszmar Krystyny Jandy o Polakach świętujących zwycięstwo niestety tym razem się nie sprawdził.
Nie chcę pisać o piłce nożnej, zostawiam to większym fanom i ekspertom. Pamiętam jednak, ile razy śmialiśmy się z osób, jak kania dżdżu wyczekujących polskich porażek, dlatego że wygrane wzmacniały ducha patriotyzmu, poczucie wspólnoty, pośrednio służyć miały więc rządzącym. Dziś te osoby również nie będą dzielić emocji z niezrozumiałym, pogardzanym „stadem”. Mogą jednak po cichu szeptać, że niedole reprezentacji to odbicie stanu, w jakim znalazły się wszystkie polskie sprawy, czy to polityka zagraniczna, czy praworządność, czy demokracja jako taka. Czy będą mieli rację? Nie. Czy ktoś im uwierzy? Pewnie nie. Czy ktoś pozwoli im mówić, udostępni łamy i mikrofony? Na pewno tak.
Lisom wszystko się kojarzy
Jednym z pierwszych był Janusz Lewandowski. „Polska – pierwsza europejska ekipa, która odpada, żenada. Może jednak nie pasujemy do UE, co by potwierdzało genialną intuicję Prezesa. Niestety nasi kibole dymią w Brukseli”. Choć reakcje na ten wpis mogłyby dać do myślenia jego kolegom, ci szybko pospieszyli z pomocą. „Moi kochani rodacy rozpaczają, że był dramat w Kazaniu i piłkarska porażka. Dramat to my mamy naprawdę, ale w Polsce. Rządy PiS doprowadzą, że będziemy płakać i zgrzytać zębami. Czas zdjąć te różowe okulary i spojrzeć trzeźwo na otaczającą NAS rzeczywistość. A ta wygląda słabo...” – pisze na Twitterze na gorąco Grzegorz Furgo, poseł Platformy Obywatelskiej, wcześniej w Nowoczesnej Ryszarda Petru. W podobnym tonie wypowiada się Tomasz Lis: „Mała prośba – nie śmiejecie się z naszej reprezentacji. Naprawdę tragicznie śmieszna jest narodowa reprezentacja, która teraz nami rządzi – za jej rządy zapłacimy nie chwilą zawodu, ale prawdziwymi łzami”. Teoretycznie obrona reprezentacji, w praktyce jednak sprytny, choć nie wiem, czy w pierwszych wpisach po meczu już zamierzony, efekt zbicia ze sobą przegranej piłkarzy i oceny rządu. Zawsze przyjemnie popatrzeć na zgrane, zgadzające się ze sobą małżeństwo. W podobnym do męża duchu wypowiada się też Hanna Lis, choć w jej komentarzu pojawia się odrobina tajemniczości. „Bez urazy, ale radziłabym dziś przyjrzeć się innemu, znacznie ważniejszemu meczowi. Żebyśmy za rok nie wylądowali w takiej politycznej dupie, w jakiej dziś jesteśmy sportowej” – pisze Hanna Lis, ilustrując swoje myśli zdjęciami Jarosława Kaczyńskiego i… Recepa Erdoğana. Czy chodzi o to, że Kaczyński gra mecz z Erdoğanem? Czy też dziennikarka chciała powiedzieć nam coś innego, tylko nie do końca wyszło? Być może pytać o to powinienem kogoś spośród osób, które podały te złote myśli dalej lub przynajmniej polubiły je na Twitterze. Na przykład Pawła Zalewskiego. Czy „wielkie umysły” myślą podobnie, czy też ktoś miał zawczasu przygotowany przekaz dnia, a raczej wieczoru?
Ukarać dzieci z Kołobrzegu
Po meczu z Meksykiem, przegranym przez reprezentację Niemiec, pracownik Patryka Jakiego na jego oficjalnym profilu wypuścił zdjęcie mocno zasmuconych Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny, podpisane: „nasi przegrali”. Ten sam obrazek krążył już od kilkudziesięciu minut w mediach społecznościowych i pasował do ogólnego tonu komentarzy, jednak tylko niektórzy zwracali uwagę, że tym razem ktoś posuwa się za daleko. Fotografię zrobiono bowiem podczas pogrzebu posła Platformy Sebastiana Karpiniuka, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Na Jakiego spadła fala krytyki. Do pewnego stopnia zasłużona, tyle że najmocniej włączyli się w nią specjaliści od „żartów” o „zimnym Lechu” i kibice profanacji zniczy czy pomników smoleńskich. Niezależnie od tego rzecz nie powinna się wydarzyć, co szybko zrozumiał sam poseł i kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Warszawy. Wpis został usunięty, zastąpiły go przeprosiny i wyjaśnienie technicznego aspektu sprawy, wszystko zaś podkreślone propozycją zadośćuczynienia – przekazania sprzętu sportowego dla dzieci trenujących na stadionie, jakim uhonorowano nieżyjącego polityka w jego rodzinnym mieście. Władze Kołobrzegu natychmiast odmówiły przyjęcia daru. To przecież naturalne, za błąd pracownika posła ukarać trzeba miejscowe dzieci.
„Brak szacunku dla zmarłych jest sygnałem, że taki człowiek nie będzie miał szacunku dla żywych – bliźnich” – napisał na Twitterze szef think tanku PO i kandydat tej partii na prezydenta Katowic Jarosław Makowski. Gdy tylko zobaczyłem te słowa, byłem ciekawy, ile upłynie czasu, gdy będzie trzeba przytoczyć je komuś z partyjnych kolegów lub ideowych sojuszników Makowskiego, tak surowych w ocenie nieszczęśliwego błędu współpracownika Patryka Jakiego. Zgodnie z przewidywaniami wystarczyło kilka dni. „Sukces Macierewicza. Z Moskwy wróci wrak… polskiej reprezentacji” – żartuje wesoło Krzysztof Król, wywodzący się z Konfederacji Polski Niepodległej były współpracownik Bronisława Komorowskiego. Żart ten, w różnych wersjach, krąży zresztą cały pomeczowy wieczór wśród sympatyków opozycji totalnej, podawany między innymi przez Wolne Radio Opornik, grupę współtworzącą niesławny „Sok z Buraka”, jeden z obrzydliwszych hejterskich profili polskiego internetu politycznego.
O honor i władzę
Ostatni mecz zagramy w czwartek. My – o honor, Japonia zaś o wszystko. Emocje będą już mniejsze, jednak trudno powiedzieć, by nawet w pierwszym tygodniu piłka nożna odsunęła na boczny plan wszystko inne. Rafał Trzaskowski, mówiący o zamrażaniu przez Unię pieniędzy dla Polski do czasu zmiany władzy przebił się bez problemu do świadomości społecznej. Szarpanina Niemiec w kwestii polityki imigracyjnej i dziwne weekendowe spotkanie wybranych państw Unii zostaną na pewno zauważone, tak jak i stanowisko państw V4 i Austrii, a także ogłoszone oddzielnie, lecz równie dla Merkel niewygodne deklaracje nowego rządu Włoch. Do Europy Środkowo-Wschodniej dołącza w oporze przeciw niemieckiej inżynierii społeczno-demograficznej duże państwo z południa Europy, a więc można powiedzieć kraj frontowy. Piłkarze zadbali o to, by nikomu w Polsce fakt ten nie umknął.
Tymczasem opozycja jednoczy się, robiąc to jednak na swój własny, chaotyczny sposób. Oto reaktywuje się Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie, zaś jego skład to tym razem spełnienie Michnikowych marzeń o porozumieniu „reformatorów” z Solidarności i liberalnego skrzydła PZPR. „Czerwony z różowym zawsze się dogada” – jak głosiło antysystemowe hasło z końca lat 80., które mogłoby znaleźć się na sztandarach tego zjednoczenia. W Warszawie SLD wystawia własnego kandydata na prezydenta, niepanującego nad nerwami i słowami Andrzeja Celińskiego zapewne po to, by w drugiej turze poprzeć Trzaskowskiego. W swej nienawiści do PiS Celiński nie zostawia sobie innej drogi. W Słupsku opozycja zaś zjednoczyła się również przeciwko… Robertowi Biedroniowi, wystawiając przeciw niemu mało znaną radną. Tu szykują sobie porażkę na własne życzenie. Niczym reprezentacja, chciałoby się dodać. Emocje sportowe, przynajmniej te związane z polską drużyną, się kończą, ale nie znaczy to, że z mediów znikną ludzie zbyt pewni siebie, nieuczący się na błędach. Ci ludzie zawsze grają o wszystko, nigdy zaś o honor.