Wątpię, czy liczyła ona, jak Nitras, że za jej życia katolicy staną się w Polsce mniejszością. Ale też podkreślała, że należy walczyć z księżmi, wrogami demokracji, gdyż „w walce przeciw demokratycznemu ustrojowi państwa polskiego zaczyna kler polski wysuwać się na pierwszy plan”. Obawa Nitrasa, iż pognębiony kler może „podnieść głowę”, przyświecała jej, gdy mówiła do prymasa Wyszyńskiego: „Trzymacie za plecami nóż w ręku i tylko czekacie, kiedy my się obrócimy”. Zarzucała mu, że chce być męczennikiem, ale „państwo ludowe nie da mu tego zaszczytu”. Podobne obawy żywi Nitras, gdy postuluje, by Kościół pokonać „w sposób niegwałtowny, żeby to się stało w sposób racjonalny, a nie na zasadzie pewnej zemsty”. A swoją drogą zabawne jest przekonanie wrogów Kościoła, że już, zaraz straci on wpływ na Polaków, bo świat się zmienia, idzie nowoczesność. Brystygierowa wierzyła w to nawet bardziej niż Nitras. No i piłowanie rozumiała, zdaje się, bardziej dosłownie.