W jego realizacji ma mu pomóc „szerokie grono” nieznanych jeszcze osób. A celem jest wygranie wyborów cztery razy z rzędu. Bądźmy jednak przez chwilę poważni. Petru, człowiek do tego stopnia wyrolowany przez koleżanki z partii, że nie dość, iż pozbyto się jego nazwiska z nazwy ugrupowania, to przestał odgrywać w nim jakąkolwiek istotną rolę, człowiek, który zdołał skompromitować się na wszelkie sposoby (z aferą obyczajową włącznie), wreszcie ktoś, kto skutecznie i celowo rujnuje swój (i tak wątpliwy) wizerunek ekonomisty, ma być „wielkim zjednoczycielem opozycji”? I to pod swoim nazwiskiem? Wyborne. Ale nieuzasadniona megalomania Petru musi być ogromna, skoro polityk do tego pomysłu jest przekonany. „Zobaczycie nas po owocach” – powiedział w typowym dla siebie stylu. Cóż, co do tego, to akurat mam pewność, a nawet, by zacytować tego „wielkiego planistę” raz jeszcze: „nie gwarancję, a pewność”.